Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna Nasze Forum "VOX MILITARIS"

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Strona internetowa - koledzy z wojska

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna -> A JA UWAŻAM, ŻE ...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jan Bieniek




Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 9:43, 06 Sie 2008    Temat postu: Strona internetowa - koledzy z wojska

Na samym początku zastrzegam, że nie jestem zwolennikiem drastycznych zdjęć w jakichkolwiek mediach. Jednak wydaje mi się, że rozumiem motywy postępowania Żołnierzy zamieszczających takie zdjęcia w internecie.
Traktuję to wydarzenie jako swoisty krzyk rozpaczy ludzi rzuconych na pola walki w wojnie gdzie przeciwnik walczy bez żadnych reguł i powszechnie uznawanych (przynajmniej w naszym obszarze kulturowym) norm cywilizacyjnych.
Do tego wszystkiego dodać należy niebagatelną kwestię motywacji. Inne jest nastawienie żołnierza broniącego Własnego Kraju przed obcą agresją, kiedy ma świadomość że za jego plecami jest Jego Ojczyzna gdzie rodzinny dom i wszystko co jest mu bliskie, a przeciwnik znienawidzony z tego powodu że temu wszystkiemu zagraża, a czym innym jest walka w imię bliżej niesprecyzowanych uwarunkowań politycznych.
Przecież to nikt inny jak człowiek który naginając prawo (nazywając wojnę misją stabilizacyjną) ominął procedury parlamentarne i posłał Nasze wojsko do Iraku), żalił się na łamach prasy niemieckiej, „że ten Ramsfeld go okłamał bo Irak nie miał broni masowego rażenia, a on posłał tam Polskie Wojsko. Czyżby wstępne objawy „choroby filipińskiej” już zadziałały ? a może należało dać możność wypowiedzi w tej kwestii Naszemu Sejmowi ?.

Jakby tego Naszym Żołnierzom było mało, to ich własne państwo które ich tam posłało, wydało Im bezlitosną wojnę przy pomocy swoich organów podobno działających w imię prawa.
Następnym wrogiem Naszych Żołnierzy – nie wiadomo czy nie gorszym od najgorszych wrogów - są polskojęzyczne zagraniczne media działające w Naszym Kraju.
(„polskojęzyczne oddziały” termin wynaleziony przez Szymanderskiego, posła ZCHN na początku lat 90-tych na określenie Wojska Polskiego)
Media te przedstawiają Naszych Żołnierzy jako żądnych krwi morderców którzy pojechali na wojnę zwabieni wysokimi zarobkami, a przecież „to tylko misja stabilizacyjna” i ich rolą miało być podobno tylko głaskanie po główkach miejscowych dzieciaków i bratanie się z miejscową ludnością spragnioną kontaktu z przedstawicielami „jedynie słusznej kultury”.
A tak w ogóle to co oni narzekają, przecież to w czym uczestniczą, to tylko przedłużenie panującej obecnie u nas polityki powszechnej miłości, tak ulubionej przez miłościwie panującego nam Premiera i jego zaplecze polityczne.
W związku z tym jeśli zdarza się że zostają ciężko ranni, to po powrocie do kraju i w bardzo podstawowym zakresie zaleczeniu ran, na dalszą pomoc medyczną mogą liczyć tylko ze strony jakichś fundacji dobroczynnych. Za leki i dalsze leczenie w przypadku bardziej skomplikowanych procedur medycznych państwo już płaci w zakresie ograniczonym skąpymi limitami NFZ, zapominając jakby, że Ci ludzie nie stracili zdrowia np. w burdelu, ale na wojnie na którą przez to państwo zostali wysłani.
Jeśli zaś zdarzają się – niestety coraz częściej – przypadki śmierci na wojnie, to politycy traktują to jako doskonałą okazję zarobienia paru punktów sondażowych, pokazując przed kamerami swoje fałszywe gęby pełne współczucia na pokaz, a wdowa najczęściej z małymi dziećmi zostaje wydana na żer gospodarki wolnorynkowej i wszystkich związanych z tym „atrakcji” w zakresie poszukiwania pracy i źródła utrzymania. Renty nie dostanie bo za młoda – tak przynajmniej było na początku wojny w Iraku.
Tak więc media i politycy przedstawiają wojnę w Iraku i Afganistanie jako „trochę tylko niebezpieczną wycieczkę” - no bo jednak gdzieś tam strzelają – karmią nasze społeczeństwo zafałszowanym obrazem „kolorowej i przyjemnej wojenki”.
Całkowicie rozumiem Naszych Żołnierzy że w proteście przeciw temu fałszowi zdecydowali się pokazać prawdziwe oblicze wojny, czym tak bardzo zdenerwowali nasze kręgi polityczne i medialne narażając ich przywykłe do „polityki powszechnej miłości” gołębie serduszka na przyspieszone bicie i bardzo im popsuli humor przy porannej kawusi. Już energiczna prokuratura zrobi porządek z tymi „przestępcami w mundurach”.
Ktoś mi tu śmie wciskać kit o „szacunku dla zmarłych będącym jakoby normą dla naszych mediów”. Tak jakbyśmy nie byli na co dzień bombardowani drastycznymi zdjęciami. Te wszystkie wysiłki fotoreporterów aby spoza kordonu policyjnego uchwycić chociaż fragment zakrwawionych zwłok ofiary wypadku wystający spod niestarannie położonej lub uniesionej przez wiatr czarnej folii, a opublikowane przez „Fakt” zdjęcie zwłok człowieka wystających z okna budynku, gdzie spadająca rura rusztowania przebiła mu głowę to jak nazwać ?.
Ludożercy, jak dowodzą badania uczonych, jednak mieli instynktowne wyczucie czegoś co można zdefiniować jako MAJESTAT ŚMIERCI, ponieważ zabójstwa dokonywane przez nich w wiadomym makabrycznym celu poprzedzali nieraz skomplikowanymi obrzędami. Dla współczesnych naszych mediów to abstrakcja – liczy się tylko sprzedaż i nakład, a o śledztwach prokuratorskich w przypadkach drastycznych zdjęć w brukowcach jakoś nie słyszałem.
Prawo podobno jest jednakowe dla wszystkich, ale dla Naszych Żołnierzy jakby inne. Być może prokuratura rzuciła się na Nich nie dlatego że publikowali drastyczne zdjęcia, ale dlatego że pokazali niewygodną prawdę ?.

.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Romuald




Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lubuskie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:52, 06 Sie 2008    Temat postu:

Podzielam pogląd zawarty w przedstawionym poście Pana Bieńka. Taka jest polityka państwa z prezydentem, rządem miłującym nam premiera Tuska i tymi najbliższymi jemu Sejmem i Senatem. Dla tych grup rządzących państwem, WP jest w dalszym ciągu jako najbardziej zdyscyplinowana grupa co prawda (mało liczebna ) bo tych meneli, nierobów jest w Polsce o wiele więcej, bardziej licząca się grupą i mająca prestiż i poparcie wśród społeczeństwa aniżeli jak wspomniani.
Dlatego należy tutaj w tę grupę uderzyć bo w tym przypadku w kogo w 3 mln rzeszę nierobów i meneli to nic nie da.
Zastanawiam się też, że gen Koziej opowiada takie bzdety w sprawie fotek, uczony z książek, taktyki operacyjnej może i uczony ale na akcji bojowej to nie był żadnej. Nie wiem czy był chociaż przy jakimś wypadku gdzie śmierć poniósł żołnierz, gdzie zademonstrowano dla MON-a nawet w czasie ćwiczeń taktycznych rannych żołnierzy, a tu bierze go taka nostalagia ,że zademonstrowano to do czego żołnierz jako obrońca kraju lub walcząc na obcej ziemi powinien być przyzwyczajony.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Krzych




Dołączył: 14 Lut 2008
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 16:32, 07 Sie 2008    Temat postu:

W zeszłym roku Pani Renata Krzyszkowska napisała ten artykuł

Cytat:
Stres pola walki

Obrazy zniszczenia, ranni, szczątki zabitych, wszechogarniające poczucie zagrożenia, to dla niektórych żołnierzy biorących udział w misjach pokojowych chleb powszedni. Obcowanie ze śmiercią nie pozostaje bez śladu na ich psychice. Przygnębiające wspomnienia, złe sny, lęk i niepokój, nawet po powrocie do kraju, mogą towarzyszyć im latami, a niekiedy nawet do końca życia.

Polscy żołnierze ranni w misjach trafiają m.in. do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Mają różne obrażenia: urazy wielonarządowe, rany postrzałowe, uszkodzenia słuchu, oparzenia, a także zaburzenia psychiczne wywołane wojennym stresem. Te ostatnie, chociaż niewidoczne gołym okiem, wcale nie leczą się łatwiej. - Najczęściej trafiają do nas żołnierze cierpiący na PTSD, czyli zespół stresu potraumatycznego (z ang. posttraumatic stress disorder). Na zespół ten składają się m.in. nawracające przykre wspomnienia i koszmarne sny związane z urazem, zobojętnienie uczuciowe, apatia, drażliwość, wybuchy gniewu, nadmierna czujność i podejrzliwość. Z objawami tymi współwystępują często: lęk i depresja, dolegliwości żołądkowo-jelitowe i inne objawy somatyczne. Zaburzenia związane ze stresem bojowym u niektórych żołnierzy są tak duże, że - mimo stosowanego podczas misji leczenia - uniemożliwiały im dalsze pełnienie służby i musieli być ewakuowani do kraju - mówi doc. Stanisław Ilnicki z Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie.

Twardziele potrzebują czułości

Żołnierze z PTSD unikają rozmów na temat misji, nie mogą oglądać filmów i programów o tej tematyce. Przelatujący helikopter może wywołać u nich objawy paniki, kojarzy się z sytuacją zagrożenia, wojną, transportem rannych. Krzyczą przez sen, cierpią na nadmierną czujność. Zdarza się, że w nocy budzi ich najmniejszy szmer, wychodzą z domu, by "patrolować teren", zachowują się jakby cały czas pełnili wartę. Wszystko to negatywnie odbija się na ich życiu rodzinnym. Np. w przeprowadzonych przez Pentagon ankietach aż 20 proc. amerykańskich żołnierzy służących w Iraku stwierdziło, że z powodu przeżyć wojennych im małżeństwo rozpadło się. Dochodzi do kłótni małżeńskich i nieporozumień z dziećmi, życie rodzinne bywa wystawione na ciężką próbę. Żołnierz wracający z misji pragnie czułości, spokoju i odpoczynku, tymczasem żona, która pod jego nieobecność musiała wziąć na siebie więcej obowiązków, oczekuje od niego tego samego. Rozmijanie się oczekiwań staje się źródłem konfliktów. Niestety wielu weteranów unika kontaktu z psychologiem lub lekarzem z obawy przed środowiskową stygmatyzacją. Żołnierz, który wraca z misji ranny, jest uważany za bohatera, może czuć się dumny, bo doznane rany świadczą o jego poświęceniu i odwadze. Żołnierz, który wraca z problemami psychicznymi, uważany jest często za słabeusza, bo żołnierzowi nie wypada się załamywać. Dlatego wielu woli cierpieć w samotności, niż szukać specjalistycznej pomocy. Niektórzy szukają złudnego ukojenia w alkoholu.

Koszmary wracają

W USA oszacowano, że co trzeci żołnierz amerykański walczący w Wietnamie cierpiał na PTSD, po wojnie w Zatoce Perskiej co piąty, tyle samo wśród walczących w Iraku. W Polsce nikt nie przeprowadził jeszcze podobnych szacunków, ale jak się przypuszcza, co dziesiąty polski żołnierz wracający z zagranicznych misji może cierpieć na PTSD . - Niestety objawy syndromu stresu pourazowego nawracają. Niektórzy żołnierze trafiają do naszej kliniki kilkakrotnie. Są to osoby mniej odporne psychicznie, bardziej podatne na stres, które nawet nie musiały znajdować się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. Zbyt wyczerpujące dla nich mogły się okazać po prostu trudy służby wojskowej i rozłąka z rodziną. Dzieje się tak pomimo faktu, że żołnierze są przygotowywani do każdej misji. Na poligonach ćwiczą procedury, jakie będą obowiązywać w czasie prawdziwej służby, poznają kolegów, ale to oczywiście tylko symulacja, warunki zastane po wyjeździe są często zupełnie inne - mówi doc. Stanisław Ilnicki.

Stres pola walki

Różnice są widoczne od razu po przyjeździe. Np. w Iraku dają się we znaki wysokie temperatury i burze piaskowe. W Afganistanie - wysokogórski klimat. Żołnierze przebywają stale na wysokości naszych Rysów, a patrolują tereny na wysokości szczytów alpejskich. Czasami trudno im się oddycha. Opowiadają, że noce są tam bardzo ciemne i przerażająco ciche. Góry i wąwozy sprzyjają nieprzyjacielowi, który może łatwo zaatakować znienacka.

Boją się wszyscy

W każdym kraju, do którego wyjeżdżają nasi żołnierze, muszą się przyzwyczaić do ostrzału rakietowego bazy, zarywania się w środku nocy i chowania w schronach. Boją się wszyscy, zwłaszcza ci, którzy biorą udział w patrolach i konwojach, w czasie których szczególnie często dochodzi do ataków przeciwnika i eksplozji bomb pułapek.

- Każdy wyjazd na patrol może być ostatnim. Jest strach i obawa, ale o tym żołnierze starają się nie myśleć i nie rozmawiać. Po pewnym czasie o rodzaju przyzwyczajenie. O tym, że może być niebezpiecznie, nieustannie przypomina kamizelka kuloodporna, pistolet i karabin, który ma każdy żolnierz.

W Afganistanie dodatkowym stresem jest fakt, że jeździ się wąskimi i krętymi górskimi drogami, często na skraju przepaści. Pojazd nie tylko łatwo może się osunąć, ale w razie ostrzału z wyższych partii gór nie ma się gdzie ukryć. Dodatkowo trudniej o pomoc dla rannych żołnierzy. W Iraku śmigłowiec może dolecieć do rannego w dwadzieścia minut, w Afganistanie trzeba na niego czekać nawet dwie godziny. Porucznik Łukasz Kurowski, który w sierpniu tego roku zginął w Afganistanie, być może by żył, gdyby śmigłowiec doleciał szybciej. Były to ostatnie dni jego misji. Na jednym z patroli pojazd, którym jechał, został ostrzelany, rakieta urwała mu nogę, mimo pierwszej pomocy udzielonej przez kolegów mocno krwawił, śmigłowiec przybył za późno. - Wszyscy żołnierze z jego oddziału bardzo to przeżyli. Kilku trzeba było ewakuować do Polski, bo nie byli w stanie dalej pełnić służby. Kierowca pojazdu, którym jechał porucznik Kurowski, trafił do nas z nasilonymi objawami PTSD i już nie wrócił na misję - opowiada doc. Stanisław Ilnicki.

Misja zmienia

- Polscy żołnierze biorący udział w misjach pokojowych muszą walczyć z terrorystami przebranymi za cywilów, zwykłymi bandytami, podkładającymi bomby i strzelającymi z ukrycia - opowiada major Marek Zieliński. - Na forach internetowych przedstawiciele ruchów pacyfistycznych nazywają nas okupantami. To dla żołnierzy wojsk koalicyjnych obraźliwe. Tu nikt z nas nie zachowuje się jak okupant, bo okupant nie niesie pomocy humanitarnej, nie służy ludności cywilnej wszelką pomocą. Media skupiają się na tej najbardziej brutalnej części każdej misji, czyli bombach, strzelaniu, zabitych i rannych, mniej mówi się o ciężkiej pracy, jaką wojska koalicji wykonują tu dla ludności cywilnej, o dostarczaniu żywności i lekarstw, udziale w odbudowie czy odminowywaniu. Widziałem naprawdę biedny i pełen przemocy świat. To prowokuje do przemyśleń. W Polsce narzekamy na wszystko, a nie umiemy dostrzec tego, jak źle mają inni. Na szczęście w czasie służby nie musiałem wystrzelić ani jednego naboju, tak jak większość polskich żołnierzy misji pokojowych nie odniosłem żadnego urazu, fizycznego ani psychicznego, ale jestem świadomy, że nie wszyscy mieli tyle szczęścia - mówi major Marek Zieliński.


Artykuł ten wyjaśnia wiele kwestii zwiazanych z umieszczeniem drastycznych zdjęć na jednej ze stron internetowych. Większość z pokazanych tam zdjęć dotyczy skutków zamachów terrorystycznych i ich sprawców, zwłaszcza po stronie ludności cywilnej w Iraku.
Wielu polskich zołnierzy widzialo to na codzień i wówczas nie mogli liczyć na pomoc psychologów, gdyż często oni sami byli w szoku.

Prawdą jest to, iż ani politycy i decydenci ani nawet rodzina często nie widziała w jakiej postaci wracali ich bliscy lub co z nich zostało do domu w miejsce pochówku, gdyż wdok byłby również nieprzyjemny, a wielu żołnierzy to widziało.

Prawdą również jest iż wielu z tym żyje i dalej do tego się nie przyznaje w obawie o dalszą służbę. Jednocześnie wojsko nie jest zainteresowane takie fakty ustalać nawet w ramach profilaktyki medycznej.

Prawdą jest też to, iż teoretycy wypwiadają się na ten temat poruszając kwestie moralne ale czy to jest najważniejsze.

Nasi politycy i decydenci winni się temu przyjrzeć i to poważnie, ale nie po to, aby upoważnione organy ścigały za umieszczenie zdjęć w internecie, ale na co narażają żolnierzy wyrażając zgodę na wysłanie na tzw."misje pokojowo-stabilizacyjne", i to tylko po to aby zrealizować swoje cele polityczne lub partnerskie w ramach Nato.
Krzych


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
neoconstantine




Dołączył: 11 Cze 2008
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:12, 08 Sie 2008    Temat postu:

Wydaje się mi, że wszystko zasadza się w odpowiedzi na pytanie: czy to nasza wojna? W przypadku, gdy broni się własnego terytorium, domu, ojczyzny, albo gdy, jak w 1920 roku, prowadzi się operację zaczepną, by odzyskać "swoje", duch i morale żołnierza są zupełnie inne i o żadnych tam PTSD nie ma mowy. Słucham czesto wspomnień powstanców warszawskich - ci ludzie nadal mają bojowego ducha, wspominają, że często było ciężko i rozpaczliwie, ale bardzo szybko otrząsali się po dramatycznych wydarzeniach (jak choćby wybuch czołgu-pułapki) i walczyli dalej; historie o ucieczkach ze szpitali na front, to nie tylko fikcja literacka. I nie przypominam sobie, by któryś z nich korzystał w czasie wojny lub po wojnie, z pomocy psychologa.
Natomiast na wszelkiego rodzaju "misjach", gdy żołnierz nie czuje swojego interesu (obrona lub odzyskanie ojczyzny), tylko jedzie, żeby bronić "demokracji" na drugim końcu świata, to mamy do czynienia właśnie z takimi zjawiskami, jak podawane w mediach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna -> A JA UWAŻAM, ŻE ...
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
Regulamin