Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna Nasze Forum "VOX MILITARIS"

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Reforma sił zbrojnych.
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna -> PRZECZYTANE W PRASIE I W INTRNECIE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
neoconstantine




Dołączył: 11 Cze 2008
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:29, 27 Mar 2009    Temat postu: Reforma sił zbrojnych.

Za Onet.pl:
"Kobiety wnoszą do wojska swoje najlepsze cechy"
Cytat:
By kobiety w wojsku przestały być wyjątkiem, potrzebne były zmiany prawa, ale przede wszystkim zmiany w świadomości, bardzo pomogło też członkostwo w NATO i UE - mówili w piątek uczestnicy seminarium "Era kobiet w siłach zbrojnych".
- Kobiety wnoszą do wojska swoje najlepsze cechy - są ambitne, zaangażowane, zdeterminowane, asertywne i potrafią sobie dobrze układać stosunki z podwładnymi - powiedziała małżonka prezydenta Maria Kaczyńska. Dodała, że "jakościowe zmiany w zakresie udziału kobiet w obronności" stały się możliwe dzięki przystąpieniu Polski do NATO i UE, pomogła także polityka kolejnych rządów.
- Uczciwie mówiąc, do 1999 roku nie za bardzo zastanawialiśmy się, czy ustawy rozwiązują problemy pań-żołnierzy - przyznał przewodniczący sejmowej komisji obrony, parlamentarzysta z 20- letnim stażem i były wiceminister obrony Janusz Zemke (Lewica). - Przełomem było wejście do NATO. Okazało się, że w niektórych armiach kobiety to nawet kilkanaście procent żołnierzy - powiedział.
Przypomniał, że dobiegają końca prace nad ustawą, która reguluje sprawy opieki nad małymi dziećmi, wprowadza m.in. urlopy wychowawcze dla żołnierzy. - Najtrudniejsze nie były zmiany prawne, ale zmiany mentalności, które musieli przejść panowie odpowiedzialni za wojsko - dodał Zemke.
- Kobiety zmieniły kontakty interpersonalne w wojsku, wprowadzając do nich różnorodność - zaznaczyła pełnomocnik ministra obrony ds. służby kobiet płk Beata Czuba. Podkreślała, że choć "wzrost różnorodności może powodować kłopoty - wymusza zmiany logistyczne, proceduralne, nowe sposoby komunikowania się", to na różnorodność stawiają firmy dążące do podniesienia kreatywności i efektywności. Wyraziła nadzieję, że profesjonalna polska armia stanie się jedną z takich firm.
Przypomniała, że zmiany w armii idą w kierunku umożliwienia służby w każdym z korpusów osobom z różnym wykształceniem, różnym doświadczeniem, w różnym wieku, posiadającym inne obywatelstwo obok polskiego, a także żołnierzom, którzy - np. w służbie na misji - ponieśli uszczerbek na zdrowiu.
Według mjr Agnieszki Gumińskiej, psycholog z 2. Mazowieckiej Brygady Saperów, jedna z korzyści ze służby kobiet jest taka, że kobiety-żołnierze łatwiej dostosowują się do warunków na misjach niż pracownicy cywilni. Gumińska, żona żołnierza zawodowego i matka trojga dzieci powiedziała, że pogodzenie służby i życia rodzinnego wymaga partnerskiego małżeństwa.
Przewodnicząca Rady ds. Kobiet w Siłach Zbrojnych komandor Bożena Szubińska podkreśliła, że ciągle brakuje regulacji, które w zawodach cywilnych ułatwiają łączenie kariery i życia rodzinnego.
- Nikt nam nie każe rezygnować z rodziny, ale trzeba doprowadzić do końca pewne regulacje. Najwięcej problemów związanych z macierzyństwem, także ze służbą obojga małżonków w wojsku, sprawiają trudności z uzyskaniem urlopu po macierzyńskim, dowódcy nie zawsze wykazują zrozumienie - wyliczała kmdr Szubińska.
Podkreśliła zarazem, że żadna armia świata nie udostępnia wszystkich stanowisk kobietom, właśnie ze względu na macierzyństwo. W Polsce badania szkodliwości dla zdrowia kobiety obejmą np. służbę na okrętach podwodnych, otwartą dla pań od dwóch lat.
W konferencji zorganizowanej przez Stowarzyszenie "Rodzina Wojskowa" przy Dowództwie Wojsk Lądowych wzięli udział uczniowie (obojga płci) z warszawskiego liceum o profilu wojskowym. - Wiele z nas chce zostać zawodowymi żołnierzami. Przeważnie młodzież idzie do liceum i nie wie, co dalej robić, my mamy cel - mówiły dziewczęta w polowych mundurach.
W liczącej ok. 120 tys. polskiej armii służy ponad 1600 kobiet, w tym ponad tysiąc w służbie czynnej, pozostałe w kandydackiej - mniej niż półtora procent wszystkich żołnierzy. Pod tym względem Polska jest na końcu statystyk NATO.
W siłach zbrojnych USA jest ich 15,5 proc., we Francji ok. 14 proc., w Turcji ponad 3 procent. Służbą kobiet w wojsku NATO zajmuje się od 1961 r., w 1976 r. powstał komitet ds. służby kobiet w sojuszu. W 1972 r. Luksemburg jako pierwszy kraj sojuszu zniósł ograniczenia dotyczące służby na stanowiskach bojowych. Ograniczenia takie obowiązują jednak wciąż w niektórych armiach - np. Grecji, Holandii Niemczech i Wielkiej Brytanii, Niemczech.

Mój komentarz.
I słusznie. Jak najwięcej kobiet na misji w Afganistanie i to w pododdziałach bojowych, a nie w szpitalach polowych, a na pewno damy radę Talibom. Będą uciekali, aż będzie się za nimi kurzyło.
Teraz poważniej. Spotkałem się w prasie ze stwierdzeniem, że miara upadku jakiejś instytucji, to masowy napływ kobiet do jej struktur. Zaznaczam - nie jest to przyczyna, ani skutek, lecz po prosu objaw agonii. Wystarczy spojrzeć na nędzę naszej oświaty, czy służby zdrowia (oczywiście - jako systemu).
Na tym forum nie muszę komentować, obecnej sytuacji w naszej armii. Znam na temat kobiet w armii, opinię kolegi z "wypustu", który jest obecnie szefem sztabu duże jednostki bojowej. Twierdzi on, że problemy w dowodzeniu, przerastają możliwości wyznaczanych na dowódcze stanowiska dziewcząt. To samo twierdzili, służący w jednostkach operacyjnych, moi koledzy na kursie językowym, przy czym zauważali, że owo "przerastanie", dotyczy również dziewczyn, które idą do wojska na stanowiska szeregowych (Świętoszów). Znam z autopsji podobny przypadek koleżanki z kursu, której po "unitarkowych" męczarniach z żołnierzami młodego rocznika, znaleziono posadkę w sztabie brygady; nadal jednak, blokuje ona etat dowódcy plutonu. O tych dziewczynach, krążą opinie w rodzaju: „rozkapryszone księżniczki”.
Natomiast kobiety, stanowiące średni personel medyczny, to zupełnie inna historia. W przeciwieństwie do „dowódczyń”, pielęgniarki wiedzą co to ciężka praca (za marny grosz) i poświęcenie dla kogoś, kto nawet nie okaże cienia wdzięczności. Dobrze znają się na swojej pracy i dobrze wykonują swoją pracę. No tak, ale one ratują ludzkie życie, opiekują się ludźmi – czyli robią to, do czego predestynuje je ich płeć. Te zaś kobiety, które chcą walczyć i zabijać, to albo maja problemy osobowościowe, albo po prostu uważają to za zabawę i, jak wcześniej wspomniałem, boleśnie zderzają się z rzeczywistością.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Obserwator




Dołączył: 08 Lip 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:54, 28 Mar 2009    Temat postu:

Słusznie podniosłeś ten temat. Nie mogę tylko zrozumieć postawy naszych dowódców jednostek bojowych, do których systematycznie w każdym roku napływają dowódcy plutonów w spódnicach. Doskonale wiedzą o ułomnościach, jakie niesie ze sobą „feminizacja” bojowych stanowisk dowódczych, ale dla świętego spokoju milczą i jednocześnie dla mediów mają usta pełne frazesów.
To, co wypisuje Polska Zbrojna, to jest oczywiście zakłamana propaganda.
A może wreszcie ktoś przeprowadzi obiektywne badania tego problemu? W naszych siłach zbrojnych mamy coraz więcej tematów tabu i ciągle tkwimy w tym zakłamaniu. Jeżeli mogę zrozumieć cywilnych szefów w resorcie MON, to zupełnie nie rozumiem postawy wojskowych dowódców.
A co będzie, gdy większość dowódców plutonów, to będą kobiety? Czy to nie jest możliwe? A dlaczego? Przecież nie ma żadnych ograniczeń w tym względzie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sigismundus




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:20, 30 Mar 2009    Temat postu:

"Nasza" armia istnieje dla potrzeb "misji"(a nie obrony własnego terytorium)?!
Muzułmanie nie chcą walczyć z kobietami(śmierć z ręki kobiety to nie trafienie do raju), traktują również kobiety-jeńców lepiej?????????
A tak na poważnie kobiet są LEPSZE od mężczyzn jako :psychologowie,pielęgniarki itp ale nie żołnierze(trzeba umieć zabijać)?!
Rosja, Kuba i Izrael mają w armii kobiety ale tworzą osobne grupy/oddziały lub zespoły np snajperów?! U nas jest to objaw braku PROFESJONALIZMU!!!!
Nie wszyscy się nadają do wszystkiego-nawet mężczyźni?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
neoconstantine




Dołączył: 11 Cze 2008
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:32, 31 Mar 2009    Temat postu:

Nawet Iran posiada kobiece pododdziały... jednak lepiej, by kobieta ratowała ludzkie życie, niż je odbierała. Bo to wykrzywia jej psychikę, w o wiele większym stopniu, niż psychikę mężczyzny. To jeden z przejawów tzw. "cywilizacji śmierci" - kobieta-snajper. Czyli zabijająca z zimną krwią..... Oczywiście, w czasie II wojny światowej kobiety zabijały; ale działał wtedy czynnik zemsty, za krzywdy swoje i swoich bliskich. Natomiast te, które na spokojnie i nie sprowokowane "krzywdą", sposobią się do zabijania, to jak wcześniej wspomniałem - albo uważają to za zabawę w równouprawnienie, albo mają problemy osobowościowe. Bo, trzymając się porównań z ostatniej wojny światowej - istnieje przecież różnica, między dziewczyną, która poszła do oddziału partyzanckiego (za sanitariuszkę, albo łaczniczkę!), bo Niemcy spalili jej dom i zabili rodziców, a taką niemiecką strażniczką obozową.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wolski




Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: warszawa

PostWysłany: Śro 17:18, 01 Kwi 2009    Temat postu:

Jako dowódca-łącznościowiec , a także były " kombatant i misjonarz w Wietnamie, uważam, ze kobiety mogą pełnić służbę wojskową z pożytkiem, w wojskach łączności ,obsługując węzły łączności, aparatownie , radiostację itp, a strzelać do ludzi mogą tylko w obronie własnego zagrożenia życia .Zgadzam się i popieram stanowiska moich przedmówców ,że kobieta daje życie i nie powinna znajdować się się na polu walki w bezpośredniej styczności z nieprzyjacielem. Mam dwie córki inie wyobrażam sobie ,abym się cieszył i popierał ich służbę w jednostce bojowej na stanowisku dowódcy plutonu. To,że w armii Izraela , czy innych kobiety są dowódcami pododdziałów bojowych nie znaczy,że my mamy ich naśladować. Dziwie się naszym dowódcom,że tak wychwalają dowódców plutonów w swoich jednostkach.Pozdrawiam Wolski

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
neoconstantine




Dołączył: 11 Cze 2008
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:32, 02 Kwi 2009    Temat postu:

Słyszałem, że w Izraelu, jako chyba w jedynym kraju na świecie, kobiety muszą odbyć obowiązkową służbę wojskową; problem ten, znalazł odzwierciedlenie w naukowych opracowaniach izreaelskich psychologów, którzy stwierdzili, że właśnie ów przymus wywołuje u młodych Żydówek dozywotnią, duchową traumę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rozwadow




Dołączył: 30 Sty 2009
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:07, 02 Kwi 2009    Temat postu:

Izrael jest specyficznym państwem , od 1948 w ciągłym konflikcie zbrojnym z sąsiadami. Palestyńczyków tępi , systematycznie okrawając ich teren. Wszędzie widzi wrogów , a największym obecnie jest Iran.
Mimo że to małe państwo , ale ma broń atomową. Kobiety podlegają służbie wojskowej , oraz służą w służbach specjalnych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Obserwator




Dołączył: 08 Lip 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 8:40, 10 Lis 2009    Temat postu:

Równolegle z wypowiedziami polityków koalicji, a przede wszystkim ministra Klicha na temat stanu polskich sił zbrojnych i doniosłości zrealizowanych "reform" mamy inne mniej popularne oceny dotyczace stanu naszej obronności.
Za zgodą byłego ministra obrony Romualda Szeremietiewa publikuję jego wypowiedź w tym temacie.


Cytat:
SIŁY ZBROJNE RP OFIARĄ PROPAGANDY (PR) RZĄDU

Kiedy w lipcu 2009 roku ostatni żołnierze z poboru opuścili koszary, rząd ogłosił wielki sukces na drodze do profesjonalizacji sił zbrojnych. Tej optymistycznej atmosfery nie zakłóciły jednak żadne głosy rozsądku płynące od osób i instytucji bezpośrednio związanych z armią. W sferach rządowych zapanował urzędowy optymizm i długo nie można było znaleźć żadnych oficjalnych danych na temat tego „sukcesu”.

Dopiero we wrześniu, trochę przez przypadek, na oficjalnej stronie internetowej departamentu kadr MON (www.kadry.wp.mil.pl ) udało mi się zaleźć informację, że liczba żołnierzy zawodowych Sił Zbrojnych RP w kwietniu 2009 r. wynosiła 82 950, z czego 22 370 - to oficerowie, 41 537 - podoficerowie zawodowi, a 19 043 - to szeregowi zawodowi.

Wynika z tego jasno, że stosunek oficerów do szeregowych wynosi 1 do 0,85, a więc na 1 oficera przypada 0,85 szeregowego. Stosunek ten jest jeszcze bardziej szokujący, jeżeli weźmiemy pod uwagę oficerów plus podoficerów zawodowych (czyli ogólnie kadrę kierującą), wtedy stosunek ten wyniesie 1 do 0,29, czyli na 1 kierownika (oficera lub podoficera) przypada 0,29 bezpośredniego wykonawcy (szeregowego).

Spróbujmy sobie wyobrazić w tej sytuacji funkcjonowanie jakiejkolwiek innej publicznej lub prywatnej organizacji, np. przedsiębiorstwa, gdzie stosunek ten powinien wynosić około 1do 10.

Co to oznacza w praktyce dla naszych sił zbrojnych i dla naszego bezpieczeństwa? Otóż, znaczy to, że w Wojsku Polskim istnieje obecnie następująca sytuacja:

1. w czołgach i innych wozach bojowych są dowódcy, ale nie ma kierowców i działonowych - a więc nie ma kto nimi jeździć i nie ma kto z nich strzelać;

2. samochody pozbawione są kierowców i mechaników - a więc stoją w garażach i rdzewieją;

3. w magazynach broni jest pełno karabinów i amunicji – ale nie ma kto z nich strzelać;

4. na strzelnicach i placach ćwiczeń nie jest realizowane szkolenie - bo nie ma tam kogo szkolić;

5. natomiast dowództwa i sztaby pełne są dowódców i urzędników wojskowych – którzy produkują tysiące, w większości nikomu niepotrzebnych, dokumentów w postaci rozkazów, pism, załączników, wniosków, próśb, planów, harmonogramów, strategii, wizji, misji, itd.

Co z tego wynika? Otóż od lipca 2009 r. Siły Zbrojne RP nie są w stanie wypełniać swojej konstytucyjnej misji obrony terytorium kraju (art.26) – ani pośrednio przy wsparciu sił sojuszniczych NATO, ani tym bardziej bezpośrednio, czyli samodzielnie, w sytuacji gdyby nasi sojusznicy mieli inne, ważniejsze zadania.

A zatem Siły Zbrojne RP - nie istnieją! Ani w ujęciu funkcjonalnym, ponieważ nie są w stanie właściwie wypełniać swoich podstawowych funkcji, ani nawet w ujęciu organizacyjnym, ponieważ ich struktury istnieją tylko formalnie, pozostały z nich tylko żałosne resztki, które wegetują, podtrzymując tylko z dnia na dzień swoje podstawowe funkcje życiowe (kierowanie, zaopatrzenie, ochrona własna).

Powodem tej sytuacji są oczywiście wieloletnie zaniedbania i błędy popełniane przez kolejne rządy, ale do czasu gdy w szeregach armii służyli żołnierze z poboru, sytuacja, chociaż trudna, możliwa była jeszcze do opanowania. Jednak likwidacja poboru doprowadziła do kryzysu i prawie całkowitej dysfunkcjonalności naszych sił zbrojnych. Sytuację dodatkowo komplikuje jeszcze udział sił zbrojnych w misjach poza granicami kraju, co powoduje dalsze ograniczanie i tak już skromnych zasobów, głównie finansowych, na ich funkcjonowanie w kraju.

Gwoździem do trumny naszych sił zbrojnych stała się więc nieprzemyślana i pośpieszna, ale za to typowo propagandowa (pijarowska) decyzja obecnego rządu, a dokładnie premiera Donalda Tuska, o przeprowadzeniu ich profesjonalizacji do końca 2010 r. oraz jej bezkrytyczna i bezmyślna realizacja przez ministra Klicha, przy biernej i konformistycznej postawie decydentów wojskowych.


Przedstawiana przez autora zachwiana struktura naszych kadr zapewne wkrótce będzie podlegać kolejnej regulacji / redukcji / i następnie zostanie odtrąbiony kolejny sukces, bowiem unormowany zostanie stosunek szeregowych do oficerów. Niestety nie wystarczy do tego przedsięwzięcia oficerów starszych, więc i dotknie to też młodzieży. Jednak odbędzie się to zgodnie z prawem, bowiem obecna pragmatyka pozwala bez żadnych przeszkód zwalniac z wojska również młodych oficerów. Nawet tych, co nie osiągnęli jeszcze 15 lat wysługi. Jest to wariant najbardziej oszczędny dla rządu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sceptyk




Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska

PostWysłany: Wto 11:53, 10 Lis 2009    Temat postu:

Tu mozna zapoznać się ze stanowiskiem MON w przedmiotowej sprawie.
[link widoczny dla zalogowanych] Mój komentarz:
Nie ma to jak urzędowy optymizm. Kto jest innego zdania, tego bedziemy mieć na oku! przykłady /gen. Skrzypczak/ juz są.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Obserwator




Dołączył: 08 Lip 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:53, 01 Sty 2010    Temat postu:

Koniec roku przynosi coraz więcej podsumowań w róznych obszarach naszego życia publicznego.
Nie mogło też oczywiście zabraknąc oceny działalności naszych sił zbrojnych.Mimo, że artykuł niejest zaskoczeniem dla przeciętnie zainteresowanego obserwatora, to jednak waga problemu wymaga zacytowania tego artykułu, zwłaszcza, że nie wszyscy ze wzgledów finansowych moga pozwolić sobie na zakup wszystkich dzienników.
Zatem polecam artykuł "Rzeczpospolitej" w nadzieji, że inni równiez odniosą się do tego tematu.

Polskie wojny propagandowe MON

Cytat:
Skoro nie udało się „irackiego sukcesu” zdyskontować politycznie i nie udało się „podbić pól naftowych”, a Bumar nie jest w stanie sprzedać uzbrojenia irackiej armii, to może są inne sukcesy? Niestety nie ma żadnych – pisze analityk ds. bezpieczeństwa.

Politycy pchają nas w kolejną wojnę, do Afganistanu, chociaż nie rozliczyli się jeszcze z zaangażowania Polski w awanturę iracką, która okazała się całkowitą porażką. Jedynie słowacki premier Robert Fico podczas ostatniego szczytu NATO w Bratysławie zdobył się na odwagę i stwierdził publicznie, że jedynym motywem użycia siły militarnej był dostęp Amerykanów do ropy naftowej.

W liście wystosowanym do Baracka Obamy w lipcu tego roku byli liderzy państw środkowej Europy, m.in. Lech Wałęsa, Aleksandr Kwaśniewski i Vaclav Havel napisali, że Ameryka nie może zapomnieć o Europie Środkowej, musi prowadzić zdecydowaną i opartą na wartościach politykę wobec Rosji, a sprawa tarczy antyrakietowej to test wiarygodności Waszyngtonu. Autorzy listu stwierdzili też, że „nadchodzi nowa generacja przywódców”, którzy czują się mniej związani z USA, a przy tym mają „bardziej prowincjonalne spojrzenie na świat”.

Test na wiarygodność Ameryki został oblany. Ci „prowincjusze”, opisywani jako zagrożenie, pojawiają się w Europie Środkowej. Pierwszym z nich jest słowacki premier Rober Fico, który odważnie i otwarcie krytykuje USA za polityczne wykorzystanie Europy Środkowej w wojnie o ropę.

Pięcioletnie poświęcenie

Wszyscy pamiętają propagandowe obietnice składane przez Aleksandra Kwaśniewskiego i Włodzimierza Cimoszewicza, którzy agitowali za tą wojną. Dostęp do pól naftowych miał uniezależnić nas od rosyjskiej ropy, obiecano nam zniesienie wiz do USA, lepszy sprzęt i uzbrojenie dla naszej armii pozyskane od Stanów Zjednoczonych, odzyskanie długów, które Irak zaciągnął w Polsce, nie wspominając już o olbrzymim rynku zbytu na polskie uzbrojenie. Czy cokolwiek z tego się spełniło? Polscy żołnierze odwalili w Iraku kawał porządnej roboty, której politycy nie potrafili w żaden sposób przekuć w sukces polityczny czy gospodarczy. Dlatego dzisiaj śmietankę spijają inni.

W Polsce zaś wciąż gloryfikuje się iracką awanturę. Minister obrony narodowej Bogdan Klich mówi nawet, że wojnę w Iraku poparłby jeszcze raz mimo wiedzy, którą ma dzisiaj. Skąd się bierze ten zaskakujący brak refleksji? Dlaczego ci sami ludzie pchają nas do Afganistanu, znowu obiecując gruszki na wierzbie?

4 października 2008 r. symboliczna ceremonia w bazie Echo w Diwanii zamknęła pięcioletnią obecność naszych żołnierzy w Iraku. Przez Irak przewinęło się w tym czasie ok. 15 tys. żołnierzy. Zginęło blisko 30 Polaków, a 116 zostało rannych. Oficjalnie podawane koszty utrzymania Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku finansowane z budżetu państwa wyniosły blisko miliard złotych.

Polacy stacjonowali w Iraku od połowy 2003 roku, a od września tego samego roku objęli dowodzenie nad strefą centralno-południową. Początkowo nasz kontyngent liczył około 2500 żołnierzy, pod koniec około 900. W czasie dziesięciu zmian polskich kontyngentów przeprowadzono 88 tys. patroli i konwojów, skontrolowano 3 mln pojazdów i zniszczono ponad 3,6 mln niewybuchów i pozostałości po wojnie. Bilans misji to również ponad 3 tys. projektów zrealizowanych na rzecz odbudowy Iraku na sumę ok. 172 mln dolarów oraz wyszkolenie ok. 31 tys. Irakijczyków z lokalnych sił bezpieczeństwa.

W 2005 roku prezydent Lech Kaczyński, na wniosek rządu, przedłużył misję polskich żołnierzy w Iraku do końca 2006 roku. Od 2006 roku liczebność międzynarodowej dywizji stopniowo malała. Zmniejszała się także strefa, za którą odpowiadała. W grudniu 2007 roku premier Donald Tusk podjął decyzję o wycofaniu wojsk z końcem października 2008 roku. Została ona wcześniej skonsultowana z naszymi sojusznikami i z władzami w Bagdadzie. W połowie lipca tego roku Dywizja Centrum-Południe przekazała odpowiedzialność za bezpieczeństwo w swojej strefie wojskom irackim.

Co udało się zyskać polskim politykom dla kraju za tak olbrzymie poświęcenie polskiej armii? Minister Klich przyznaje szczerze: „Polska nie odniosła korzyści gospodarczych ze swojego wielkiego wysiłku. Politycznie i wojskowo osiągnęliśmy wielki sukces. Jednak kwestia gospodarki to sprawa rządu Leszka Millera, który negocjował szczegóły udziału Polaków w Iraku. Nie siadł wtedy po męsku do rozmowy z Amerykanami i nie zapewnił Polsce profitów gospodarczych. Każdy następny rząd, premier i minister obrony narodowej miał już o wiele węższe pole działania w tej kwestii” – tak minister przedstawił bilans zysków i strat.

Osioł trojański
Bogdan Klich sam nie zrobił jednak nic, żeby wygenerować jakiekolwiek polityczne, wojskowe czy gospodarcze korzyści dla kraju. Dwa lata to bardzo wiele, by się wykazać zdolnościami negocjacyjnymi.

Dzisiaj na przykład Bumar ma pretensje do MON, że strona iracka nie zrealizowała zobowiązań handlowych. Strona iracka ma takie same zarzuty – twierdzi minister. – To jest błędne koło. Będę chciał się spotkać z ministrem obrony Iraku i płynnie wyjaśnić z nim tę kwestię – obiecał Klich. – Warunkiem skuteczności tego przedsięwzięcia jest to, aby milczeć – dodał i słowa dotrzymał, ponieważ do tej pory nic nie wiadomo o korzyściach gospodarczych, które wyniknęłyby z zaangażowania polskiej armii w Iraku. A sytuacja polskiego przemysłu zbrojeniowego jest dramatyczna.

Co do korzyści politycznych fakty są równie bezwzględne. W Unii Europejskiej, po zaangażowaniu w iracką awanturę, jesteśmy amerykańskim osłem trojańskim, a w Waszyngtonie Warszawa idzie już w zapomnienie, czego symbolem jest rezygnacja z tarczy antyrakietowej w Polsce. Minister Klich po cichu chce więc przeforsować zwiększenie naszego kontyngentu w Afganistanie i czyni to już nie w imię umacniania „polsko-amerykańskiego sojuszu”, którego realnie nie ma, a dlatego, że jak ogłosił 11 listopada „jest wdzięczny mudżahedinom za wolności i demokrację w Polsce”.

Czcza gadanina

Niedawno ukazała się informacja, że Ukraina zawarła największy w swej historii kontrakt na dostawę broni. Opiewa on na 2,4 mld dolarów i dotyczy m.in. czołgów, które mają trafić do Iraku. „Analitycy są przekonani, że hojność USA wobec Ukrainy nie jest przypadkowa” – pisze ukraińska gazeta „Dieło”. Gazeta wyjaśnia, że przedstawiciele ukraińskich władz podpisali w Waszyngtonie memorandum, zgodnie z którym Stany Zjednoczone wezmą udział w utylizacji kompleksów Scud, zdolnych do przenoszenia ładunków jądrowych. Ukraina podkreśla, że podpisanie kontraktu z Irakiem było możliwe dzięki Stanom Zjednoczonym. Na program przezbrojenia sił irackich Waszyngton przeznaczył ogółem 3 mld dolarów, z czego 85 proc. przypadło Ukrainie.

Jakby tego było mało, brytyjski koncern BP i chiński CNPC pomogą Irakowi odzyskać pozycję lidera na światowym rynku ropy. Irak podpisał bowiem kontrakt na przejęcie kontroli nad największymi złożami ropy Rumaila przez zagraniczne koncerny. Rumaila to piąte co do wielkości złoże ropy naftowej na świecie. Roczne wydobycie ropy z tego pola naftowego sięga 50 mln baryłek. To aż dwie piąte całkowitego wydobycia ropy w Iraku. Umowa podpisana z BP i CNPC jest największym kontraktem od czasów interwencji wojsk amerykańskich w tym regionie.

Zadziwiające jest to, że Chińczycy w ogóle wojskowo nie zaistnieli w Iraku, nie wysłali ani jednego żołnierza, a mimo to dostają od Amerykanów najsmakowitsze kąski. Nas zaś wiceprezydent Joe Biden klepie po plecach, twierdząc, że jesteśmy mistrzami demokracji i wzorem do naśladowania. Czy to ma wystarczyć upadającym polskim fabrykom zbrojeniowym? Czy Pekin to strategiczny partner Waszyngtonu obecny również w Afganistanie?

Po trzykroć nie. Jakim cudem Chińczycy zdobywają kontrakty na wydobycie ropy w Iraku, a Polacy nie, choć – jak mówił podczas podsumowania naszej misji w Iraku minister Klich – Irakijczycy mają poczucie, że Polacy są ich przyjaciółmi. Po co ta czcza gadanina?

Fabryka naukowców

Pójdźmy jednak dalej. Skoro nie udało się „irackiego sukcesu” zdyskontować politycznie i nie udało się „podbić pól naftowych”, a Bumar nie jest w stanie sprzedać uzbrojenia budującej się irackiej armii, to może są inne sukcesy? Według szefa MON zaangażowanie polskiego wojska w misję w Iraku „wymusiło” m.in. reorganizację kadr, struktur, systemu szkolenia i sprzętu.

Wystarczy jednak spojrzeć na strukturę dowódczą Sztabu Generalnego, by zadać kłam temu twierdzeniu. Według oficjalnie opublikowanych życiorysów na stronie internetowej SG tylko jeden szef zarządu brał udziału w operacji bojowej w Iraku. Reszta nie wąchała prochu ani w Iraku, ani w Afganistanie, ani nawet w pierwszej operacji NATO w Bośni i Hercegowinie. Pomijam tutaj celowo misje ONZ, których charakter jest odmienny, a w których WP uczestniczy od lat 50. XX wieku.

Gdzie są więc te intensywne „zmiany kadrowe” wymuszone przez operację w Iraku, jeśli ich nie widać w najważniejszej strukturze dowódczej i planistycznej polskiej armii? W innych armiach krajów NATO taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia – żeby wojskiem i jego transformacją kierowali ludzie, którzy nie mają realnego doświadczenia w operacjach bojowych poza granicami kraju.

Może zmiany zaszły w szkolnictwie wojskowym, które teraz będzie czerpać z doświadczenia uczestników misji irackiej i afgańskiej i te zmiany będą promieniować na całą armię? Nic z tego. Na rektora Akademii Obrony Narodowej (która powinna być intelektualnym zapleczem armii) minister wyznaczył generała, który z żadnymi operacjami wojskowymi poza granicami kraju nie miał nigdy do czynienia, pozbywając się jednocześnie z tego stanowiska generała brygady Janusza Kręcikija, który zdobywał doświadczenie sztabowe w wielonarodowej dywizji w Iraku.

Dlatego AON zamiast być intelektualnym zapleczem armii, jest „fabryką naukowców”, gdzie pułkownik przepisuje pracę habilitacyjną od kolegi. Trudno zaś na rynku księgarskim doszukać się prac naukowców z AON podsumowujących nasze doświadczenia zdobyte w Iraku czy Afganistanie.

Dowódcy gabinetowi
Ryba psuje się od głowy. Mówienie o transformacji kadrowej armii poprzez doświadczenia zdobyte w Iraku ma się nijak do rzeczywistości, nawet w bezpośrednim otoczeniu ministra. Minister mianuje na pierwsze stopnie generalskie ludzi (jak choćby szefa sekretariatu MON), którzy nie mają żadnego bojowego doświadczenia ani tego zdobytego w Iraku, ani w Afganistanie. Nigdy nie dowodzili niczym oprócz gabinetów i biur, bo są z „zawodu dyrektorami”, a nie dowódcami z krwi i kości. Bo tych minister w ogóle nie słucha, odgradzając się od nich wojskowym betonem. Mówił o tym wielokrotnie generał w stanie spoczynku Waldemar Skrzypczak, którego sugestie dotyczące słabego wyposażenia żołnierzy w Afganistanie nie znajdowały posłuchu.

Jak zatem armia ma zapewnić Polsce bezpieczeństwo, skoro najlepsi dowódcy są eliminowani? Ale może nie ma się czemu dziwić, gdyż minister bardziej potrzebuje dziś „generałów od public relations” niż rzeczywistych „dowódców frontowych”. Toczy bowiem wojnę propagandową przeciwko polskiej opinii publicznej, a w tej politycznej kampanii rzeczywiste dobro armii jest na odległym planie. Minister sprzedaje społeczeństwu mocarstwowe iluzje armii, która „nie da guzika od płaszcza Rzeczypospolitej oderwać” w zamian za trwanie na stanowisku.

Artur Bilski Autor, komandor porucznik rezerwy, jest absolwentem Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, a także Wydziału Bezpieczeństwa Międzynarodowego Naval Postgraduate School w Monterey w Kalifornii, USA. Był oficerem Naczelnego Dowództwa Sojuszniczych Sił NATO w Europie. Autor książki „Widok na Sarajewo” o misji NATO na Bałkanach. Obecnie niezależny analityk ds. bezpieczeństwa
Trzeba przyznać, że jest bardzo wiele rzeczy niepokojących.
Kto odpowiada za doprowadzenie AON do takiego stanu? Zresztą takie jest całe szkolnictwo wojskowe.
Artykuł powinni przeczytać posłowie i senatorowie RP.
Dzisiaj nie trzeba jechać do JW, aby zorientować się jaka jest sytuacja w wojsku. Wystarczy poczytać forum o wojsku i wszystko to, co napisał pan komandor jest widoczne jak na dłoni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sceptyk




Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska

PostWysłany: Pią 23:23, 01 Sty 2010    Temat postu:

Ostatnio często pojawia się powiedzenie: "jak ja nienawidzę mieć rację". Kto chce widzieć i zachował zdolność samodzielnego myślenia i wyciagania wniosków, dostrzega groteskowość sytuacji. Zaangażowanie naszych sił zbrojnych w interwencję w Iraku, a później w Afganistanie, odbywa sie kosztem restrukturyzacji armii w kraju. Krótko mówiąc, restrukturyzacja odbywa się na papierze, bo ze względów finansowych nie mozna realizować celów postawionych przez ministra ON. O wartości bojowej modernizowanej armii też niewiele można powiedziec. Ogłoszona niedawno przez ministra ON informacja o nowej doktrynie obronnej też jest tylko zapisanym papierem. Jej wdrożenie wymaga czasu i nakładów finansowych.To są realia. Jak z tym jest w praktyce, powszechnie wiadomo. W tej sytuacji coraz częściej będzie powtarzane pytanie: kto i za co powinien stanąć przed Trybunałem Konstytucyjnym. Dzisiaj można powiedzieć, że nie nastąpi to za kadencji tego Sejmu i tego Rządu. A po nas choćby potop.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sceptyk dnia Pią 23:27, 01 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Podobin




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 66 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 18:22, 02 Sty 2010    Temat postu:

Dowódcy gabinetowi. Jak to określenie pasuje do naszych wodzów. Proszę mi znaleźć kraj NATO, w którym "pirsy zołnies” ma za sobą jedynie dowodzenie plutonem? Albo, proszę zobaczyć, kto jest szefem Departamentu Kadr?

Kto więc ma kształtować kadry naszych sił zbrojnych?

Czy taki duet wspomagany przez faceta, dla którego całe młode życie, to walka o likwidację służby wojskowej może cokolwiek pozytywnego oprócz propagandy wnieść do wojska?

Jedyna nadzieja w kobietach, które gdy dojdą do naczelnych stanowisk, będą miały więcej "jaj" i zdrowego rozsądku i nie dopuszczą do dalszej degradacji wojska. Na obecnych dowódców i generałów przestałem liczyć. Ostatniego, z którym wiązałem nadzieję minister wyrzucił z armii.
Natomiast o pozostałych nawet Polska Zbrojna nie ma co pisać.
A politycy powtarzają jak papugi, że nasza armia się modernizuje i w czasie konwojowania transportów w Afganistanie zdobywa największe doświadczenie.

Panowie przejrzyjcie na oczy. W naszym wojsku dzisiaj nie mamy brygady, a nawet batalionu wojsk lądowych, które byłyby w stanie wykonać podstawowe zadanie na polu walki. A może poddacie się obiektywnemu audytowi?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
neoconstantine




Dołączył: 11 Cze 2008
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:56, 04 Sty 2010    Temat postu:

Co do wartości bojowej kobiet: na czele owej zlikwidowanej przez niepiśmiennego Taliba placówki CIA, stała kobieta, matka trojga dzieci. Znając "równouprawnieniowe" i politycznie poprawne standardy, obowiązujące od z górą dwudziestu lat w USA, a zaaplikowane amerykańskim służbom specjalnym przez Billa Clintona, daję głowę, że połowę zlikwidowanego personelu tej placówki stanowiły kobiety i to obowiązkowo Murzynki, a drugą połowę homoseksualiści. No cóż, rok 2012 coraz bliżej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jan Marten-Kuna




Dołączył: 25 Mar 2008
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piaseczno-julianów

PostWysłany: Pon 23:46, 04 Sty 2010    Temat postu:

W moim przekonaniu nie można sprawy uogólniać. Kobieta w wojsku to problem kultury danego narodu i sytuacji w jakiej przyszło mu trwać.Nie będę odnosił się do innych nacji bo to nie nasz problem. W PSZ służba wojskowa dla kobiet istniała niemal od zawsze. Kobiety- żołnierki wykonywły różne funkcje, szczególnie w okresie wojny. Była to najczęściej służba pomocnicza i w bardzo ograniczonym zakresie służba w jednostkach specjalnych. Nie znam przypadku aby kobiety stanowiły załogi czołgów, okrętów czy samolotów bojowych. Dzisiaj, atmosfera poprawności i mylnie rozumianego równouprawnienia płci doprowadza do absurdów. Mamy coraz mniejszą armię, dużą grupę ochotników płci męskiej do służby zawodowej, których w dużej części odrzucamy, a bezsensownie zwiększamy ilość kobiet, pchając je na stanowiska w jednostkach liniowych. Bzdura! Kobieta w wojsku....? Tylko tam gdzie to jest niezbędne, do wykonania określonych, niezbędnych zadań i ...do domu. Nie taka jest rola kobiet w normalnym, zdrowym społeczeństwie i przestańmy się czarować. Jan Marten-Kuna

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sceptyk




Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska

PostWysłany: Sob 17:36, 13 Lut 2010    Temat postu:

Kolejna informacja prasowa o stanie wyposażenia naszych sił Zbrojnych
[link widoczny dla zalogowanych]
To co my w końcu mamy - mużeum?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna -> PRZECZYTANE W PRASIE I W INTRNECIE
Idź do strony 1, 2  Następny
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
Regulamin