Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna Nasze Forum "VOX MILITARIS"

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Co inni piszą, a co nas też interesuje....
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna -> PRZECZYTANE W PRASIE I W INTRNECIE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 9:29, 01 Cze 2013    Temat postu:

RYNEK MEDIÓW DLA WYBRANYCHLeszek Pietrzak
W zdrowym państwie o sukcesie mediów decydują prawa rynku, a nie jakieś gremium „mędrców”

Tydzień temu na placu Zamkowym w Warszawie odbyła się kolejna manifestacja w obronie TV Trwam. W zasadzie wszystkie z nich dotyczyły miejsca na multipleksie cyfrowym dla tej stacji, kluczowego dla dalszego jej rozwoju.
TV Trwam od kilku lat walczy o to miejsce, ale bez powodzenia. Wszystko bowiem zależy od decyzji KRRiT, która takie właśnie koncesje przyznaje.
W 2011 r. KRRiT odrzuciła wniosek o koncesję złożony przez fundację Lux Veritatis, nadawcę TV Trwam, co argumentowała tym, że sytuacja finansowa wnioskodawcy nie gwarantuje powodzenia tego przedsięwzięcia. TV Trwam była wówczas jednym z 17 wnioskodawców, jacy ubiegali się o miejsce na multipleksie. Tamta odmowa nie zraziła jednak wnioskodawcy, który postanowił ubiegać się o koncesję aż do skutku.
Obecnie trwa konkurs na cztery miejsca na multipleksie, w którym bierze udział także nadawca TV Trwam.

Jego wyniki będą znane w czerwcu. W sprawie TV Trwam listy do KRRiT wysłało 2,5 min polskich katolików, którzy zorganizowali już 160 manifestacji z wyrazami poparcia dla jej wniosku.
Pewne jest jedno: TV Trwam to telewizja katolicka i nigdy nie ukrywała, że taką właśnie chce być. Realizuje swoją misję z nastawieniem na bardzo konkretnego odbiorcę, jasno deklarującego katolicki światopogląd. W prawie 40-milionowym kraju, w którym zdecydowana większość uznaje się za katolików, plany rozwoju TV Trwam nie powinny specjalnie dziwić. Spokojnie może ona liczyć na to, że przy takim społecznym zapleczu ma dużą szansę, aby w przyszłości stać się poważnym medium telewizyjnym.

Ale jest jeszcze jeden aspekt dotyczący jej działalności. TV Trwam realizuje przede wszystkim potrzeby i oczekiwania ludzi starszych, o których w Polsce zapomniały nie tylko telewizja publiczna, lecz także wszystkie telewizje komercyjne. Jak widać, dla KRRiT nie jest to żadnym argumentem.

W zasadzie trudno zrozumieć, dlaczego KRRiT tak mocno angażuje się w wyhamowanie rozwoju tej stacji. Zresztą cała sytuacja, w której jakieś gremium „mędrców” rości sobie prawo do oceny powodzenia takiego czy innego medialnego przedsięwzięcia, jest po prostu śmieszna. W zdrowym państwie o takim sukcesie decydują prawa rynku, a nie jakaś grupa ludzi pod szyldem państwowej instytucji.

Przełóżmy to na warunki amerykańskie. Gdyby w USA istniało medium dysponujące tak liczną rzeszą sympatyków i odbiorców, nikt nawet nie śmiałby ograniczać jego działalności. Nikt też nie śmiałby ograniczać jedynego katolickiego medium w kraju, w którym większość obywateli deklaruje takie wyznanie i taki światopogląd. Byłby to zbyt oczywisty przejaw dyskryminacji katolików. Gdyby podjęto taką próbę, zapewne prezydent Barack Obama musiałby odpowiedzieć mediom i opinii publicznej, dlaczego w USA pod jego rządami dochodzi do takich sytuacji.
Niestety, w Polsce jest inaczej. Tutaj blokowanie katolickiego nadawcy jest regułą. To kolejny dowód, że wolny rynek mediów w Polsce jest tylko dla wybranych.
LESZEK PIETRZAK


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:29, 03 Cze 2013    Temat postu:

RENTA ZA DOM

Odwrócona hipoteka to świetny interes, ale dla instytucji finansowej.
Uważaj, by nie zostać na lodzie.


ANDRZEJ DRYSZEL, MAGDALENA OSTROWSKA


Chcesz mieć do końca życia godziwy dodatek do emerytury? W zamian za to oddajesz mieszkanie? Uważaj, by fundusz hipoteczny czy inna instytucja finansowa, z którą zawierasz umowę, nie zabrała ci tego mieszkania za paręset złotych miesięcznie. Bo utraconego własnego kąta nie odzyskasz już nigdy.

UWAGA NA REKLAMY
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ostrzega, by osoby starsze bardzo uważały na propozycje dożywotniego otrzymywania renty hipotecznej - czyli takiej, której zabezpieczeniem jest mieszkanie, przekazywane na własność instytucji finansowej, mającej wypłacać tę rentę.
Zawierając takie umowy w Polsce, starsi ludzie oddają swe mieszkania średnio za 20 proc. wartości, jaką otrzymaliby w wyniku sprzedaży. W dodatku nie mają żadnej gwarancji czy firma, która przejmie ich lokal, będzie rzeczywiście wypłacać im rentę do końca życia. Jeśli upadnie łub oszuka swego klienta, pozostanie mu tylko żmudny proces cywilny o odzyskanie mieszkania.
Reklamy są bardzo sugestywne. Na przykład Fundusz Hipoteczny Dom wieszał w urzędach pocztowych, siedzibach związków emerytów i rencistów oraz klubach seniora plakaty, informujące o „rencie hipotecznej przysługującej osobom urodzonym przed 31 grudnia 1944 r.” Sprawiały one wrażenie urzędowego komunikatu, ale były zwykłą reklamą. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznał, że to wprowadzanie w błąd, gdyż ludzie starsi mogli na podstawie tego przekazu uznać, iż renta hipoteczna jest świadczeniem gwarantowanym przez państwo, a nie ofertą zawarcia umowy na zasadach komercyjnych. Urząd wymierzył więc karę 30 tys zł, a fundusz zobowiązał się do rezygnacji z kontrowersyjnych plakatów.
Skutki braku uwagi mogą okazać się fatalne. Są bowiem firmy które, licząc na to, że osoba starsza tego nie zauważy, w zapisach umowy „renta za mieszkanie” umieszczają postanowienie, iż mogą zażądać bezwarunkowego zrzeczenia się prawa do użytkowania lokalu. Czyli gdy uznają, że to im się opłaci, będą eksmitować osoby, którym wypłacają dożywotnią rentę.

ŻYJMY DŁUŻEJ
Gdy starszy człowiek ma niską emeryturę i jest samotny, umowa „renta za mieszkanie”, mimo wszelkich zagrożeń, może być jego jedyną szansą na godziwe życie. Francuzka Jeanne Calment w wieku 90 lat zawarta taką umowę ze swym notariuszem. Comiesięczna renta była wysoka, gdyż notariusz zakładał, że klientka długo nie pożyje. Żyła jeszcze 32 lata, notariusz dawno zmarł, a jego spadkobiercy wypłacili jej wielokrotną wartość domu, którego się zrzekła.
Przeciętny człowiek ma niewielkie szanse na taki interes. 5 proc. decydujących się na rentę w zamian za mieszkanie, umiera w pierwszych latach po zawarciu umowy. Dzięki temu firmy mogą z nawiązką pokryć straty poniesione na tych bardziej dłu¬gowiecznych. I tak 65-letni mężczyzna oddający dziś swe 40-metrowe mieszkanie o wartości 300 tys. zł otrzyma - wedle średnich stawek stosowanych przez fundusze hipoteczne - 500 zł miesięcznej renty do końca życia, będzie miał też opłacany czynsz. Pożyje, wedle ustaleń GUS, jeszcze przeciętnie osiem lat. W tym czasie dostanie 48 tys. zł, czyli ok. 17 proc. sumy, jaką otrzymałby sprzedając mieszkanie. Fundusz hipoteczny, który sprzeda je po tych ośmiu latach, uzyska ok. 250 tys zł. Po odliczeniu kosztów czynszu i ewentualnego remontu przed sprzedażą czysty zysk wyniesie co najmniej 400 proc. Żeby zaś 65-latek mógł otrzymać pełną wartość swego lokalu pod postacią renty, musiałby żyć co najmniej 115 lat!
Z drugiej strony młode małżeństwo za 45-metrowe mieszkanie na warszawskiej Pradze wybudowane w połowie lat 90. musiałoby zapłacić ok. 380 tys. zł. Nie mają tyle, biorą więc 250 tys. zł kredytu na 30 lat. Zwracają bankowi prawie 470 tys. zł płacąc miesięcznie średnią ratę w wysokości ponad 1300 zł. Natomiast para 70-letnich emerytów za oddanie takiego samego mieszkania otrzyma łączną rentę wynoszącą ok. 600 zł miesięcznie (plus czynsz) - czyli w ciągu całego statystycznego życia, ok. 100 tys zł.

STARSZY CZYLI SŁABSZY
Umowy odwróconej hipoteki podpisało już prawie 10 tys. osób. Przedstawiciele Związku Banków Polskich sygnalizują, że przybywa tych, którzy są rozczarowani wysokością otrzymywanego świadczenia. Istnieje też obawa, że firma, która przejęła mieszkanie, może przestać wypłacać raty byłemu właścicielowi - na przykład gdy upadnie lub udziałowcy wy-prowadzą z niej kasę.
W kwietniu posłowie SLD złożyli w Sejmie projekt ustawy o odwróconym kredycie hipotecznym. Projekt zakłada, że osoba otrzymująca rentę pozostanie do końca życia właścicielem mieszkania. Co miesiąc będzie dostawać określoną kwotę kredytu zabezpieczonego hipoteką na mieszkaniu. Jeśli firma wypłacająca rentę upadnie, umowa wygaśnie. Takie rozwiązanie zwiększyłoby bezpieczeństwo osoby pobierającej rentę.
Nad nieco zbliżonymi rozwiązaniami pracowały resorty finansów i gospodarki. Prace zarzucono, bo priorytetem obecnej ekipy nie jest ochrona ludzi starszych. Próby wzmocnienia ich pozycji raczej nie mają więc szans.

RENTA ZAMIAST DOŻYWOCIA.
Umowa „renta za mieszkanie” to rodzaj umowy o dożywocie, uregulowanej w art 908 kodeksu cywilnego. Mówi on, iż w zamian za przeniesienie własności nieruchomości, nabywca zobowiązuje się zapewnić zbywcy dożywotnie utrzymanie. Przepis tradycyjnie odnoszący się do przekazywania gospodarstwa rolnego następcy niezbyt pasuje do dzisiejszych realiów, gdyż nabywca mieszkania nie zobowiązuje się do zapewnienia dożywotniego utrzymania lecz tylko do wypłacania renty o określonej wysokości. Osoby zawierające umowę o dożywocie powinny wykazać rozwagę, gdyż można ją rozwiązać jedynie w wyjątkowych wypadkach, zaś po upływie 5 lat jest to niemal niemożliwe. Zawsze należy więc dokładnie dowiedzieć się czy i na jakich zasadach będzie można anulować umowę z firmą wypłacającą dożywotnią rentę za mieszkanie.

ILE ZA MIESZKANIE
Jak policzył Związek Banków Polskich, za mieszkanie warte 370 tys. zł 75-letnia kobieta otrzyma 950 zł miesięcznie, a 75-letni mężczyzna 1220 zł. Natomiast za mieszkanie warte 240 tys. zł 75-letnia kobieta dostanie 615 zł a jej rówieśnik 790 zł.
/Dziennik –Trybuna /


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:55, 04 Cze 2013    Temat postu:

WETERANI DRUGIEJ KATEGORII.
Koalicja rządowa zafundowała rodakom kolejnego bubla. Uchwalono ustawę o weteranach, która różnicuje i dzieli polskich żołnierzy, na tych lepszych i gorszych. Jest to działanie wybitnie odwetowe i poniżające pewną grupę polskich obywateli. Mieli to nieszczęście, że doczekali tego okresu, gdy dowiedzieli się, że ich udział w misjach do Korei i Indochin, nie był przedsięwzięciem pokojowym. A do jakich eskapad należy zaliczyć wyjazd pół wieku temu polskich żołnierzy w te zapalne rejony świata? Czy były to wyjazdy turystyczne, handlowe, a może szpiegowskie / był tam też płk Kukliński /? Niech ktoś odpowie tym, którym przyszło jeszcze dożyć takich czasów. Nie może to być wypowiedź typu – „przeoczyliśmy ich”- autorstwa jednego z wiceszefów MON. Chce też zapytać członków stowarzyszenia reprezentujących osoby wyjeżdżające na misje, jaki jest ich stosunek do tych przejawów dyskryminacji?
Polecam do zapoznania się z artykułem zamieszczonym w gazecie przeznaczonej dla wojskowych rezerwistów:

USTAWA O WETERANACH DZIAŁAŃ POZA GRANICAMI PAŃSTWA – DO NOWELIZACJI

Tekst ten jest wyrazem mojego stosunku do rozwiązań prawnych zawartych w ustawie z 19 sierpnia 2011 roku o weteranach działań poza granicami państwa (DzU nr 205, poz. 1203) oraz ich praktycznej realizacji.
Otóż, na mocy postanowień ustawy minister obrony narodowej został upoważniony do wydawania decyzji administracyjnych przyznających status weterana działań poza granicami państwa. W wielu przypadkach podjął decyzję negatywną. Dotyczy to głównie uczestników misji prowadzonych przez azjatyckie komisje kontrolno-nadzorcze, takie jak Międzynarodowa Komisja Nadzoru i Kontroli w Laosie czy Międzynarodowa Komisja Kontroli i Nadzoru w Wietnamie.
U podstaw tych decyzji legły określone w ustawie warunki, które – zdaniem ministra – wyłączają możliwość przyznania zainteresowanym prawa do korzystania z dobrodziejstw ustawowych, w szczególności zaś z prawa do uzyskania statusu weterana.
Ustawa w artykule 4 punkt 1 stanowi, że uprawnienia do uzyskania statusu weterana zachowują tylko ci uczestnicy działań poza granicami państwa, którzy byli kierowani do udziału w nich przez ministra obrony narodowej albo przez właściwy organ wojskowy, w dalszej zaś kolejności przez organizację międzynarodową, jednakże za zgoda ministra obrony narodowej, szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, szefa Służby Wywiadu Wojskowego, szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, szefa Agencji Wywiadu, komendanta głównego Policji, komendanta głównego Straży Granicznej, szefa Biura Ochrony Rządu oraz komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej. Jak z tego zestawienia wynika, są to (poza organizacjami międzynarodowymi) organy o charakterze militarnym lub paramilitarnym.
Należy zwrócić uwagę, że zgodnie z artykułem 4 punkt 9 ustawy za organizację międzynarodową uważa się: Organizację Narodów Zjednoczonych, Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, Organizację Traktatu Północnoatlantyckiego oraz Unię Europejską.
Zdumienie budzi fakt, że wśród wymienionych podmiotów kierujących nie znalazł się minister spraw zagranicznych. Tymczasem do komisji kontrolno-nadzorczych w państwach azjatyckich kierowani byli przez tego właśnie ministra cywile, zatrudniani na etatach cywilnych, poczynając od intendenta, kończąc na szefie polskiego przedstawicielstwa, tak jak w przypadku komisji indochińskich (Wietnam, Laos, Kambodża). Uważam to za kardynalny błąd, brzemienny w negatywne skutki. Chociażby takie, że uczestnicy polskich delegacji w komisjach kontrolno-nadzorczych zostali w ten sposób pozbawieni prawa do statusu weterana i związanych z tym uprawnień, a także pomocy materialnej należnej osobom poszkodowanym w czasie misji lub w związku z nią. Należy zwrócić uwagę, że minister obrony narodowej, uzasadniając odmowne decyzje w odniesieniu do uczestników laotańskiej i wietnamskiej komisji, stwierdził, że nie spełniają one wymagań ustawy o weteranach działań poza granicami państwa. Wyjaśnił przy tym, że udział Polaków w komisji laotańskiej opierał się na porozumieniu w sprawie zawieszenia działań wojennych w Laosie z 20 lipca 1954 roku, w komisji wietnamskiej zaś – na porozumieniu pokojowym z 27 stycznia1973 roku. Równo-cześnie podkreślił, że działające w Laosie i Wietnamie komisje nie zostały powołane do udziału w misji pokojowej lub stabilizacyjnej przez żadną z uprawnionych międzynarodowych organizacji. To prawda! Tylko że organy te nie działały samowolnie, a polscy obywatele nie pojechali tam w celach turystycznych, lecz do ciężkiej, odpowiedzialnej pracy – zgodnie z potrzebami innych podmiotów międzynarodowych, i za zgodą polskich organów władzy. Działali zatem legalnie.
Powszechnie wiadomo, że od wielu lat działa w naszym kraju Stowarzyszenie Kombatantów Misji Pokojowych ONZ, mogące poszczycić się znacznym dorobkiem w działalności społecznej. Organizacja zrzesza także byłych uczestników azjatyckich komisji kontrolno-nadzorczych. Należy się zatem liczyć, że realizacja postanowień ustawy o weteranach działań poza granicami państwa doprowadzi do swoistej weryfikacji osób należących do Stowarzyszenia. Być może nie będzie ona miała oficjalnego charakteru, lecz może przyjąć postać samoweryfikacji.
Zapewne wielu żołnierzy czy cywilów, którym minister obrony narodowej odmówił prawa do zaszczytnego miana weterana, opuści szeregi Stowarzyszenia, kierując się poczuciem honoru i godności osobistej. Dalsza przynależność do tej organizacji mogłaby zostać bowiem poczytana za uzurpację praw wynikających z ustawy o weteranach działań poza granicami państwa. W tym miejscu wypada nadmienić, że odmowa przyznania uprawnień weterana dotknęła także autora niniejszego tekstu, uczestnika międzynarodowych misji prowadzonych w ramach komisji kontroli i nadzoru w Laosie i Wietnamie. W konsekwencji wystąpiłem już ze Stowarzyszenia, którego byłem aktywnym członkiem od początku jego istnienia.
Konstruując ustawę o weteranach, ustawodawca obdarzył priorytetem podmioty, które kierowały na misje. W tle niejako pozostało znaczenie samych działań, chociaż to one powinny stanowić o istocie zagadnienia. Ich bowiem charakter, aktywność i efektywność stanowią o powodzeniu misji. Tymczasem z ustawy wynika, że działania poza granicami państwa nie liczą się, jeżeli skierowanie nie pochodziło od podmiotu wymienionego w niej w artykule 4 punkt 1. To ograniczenie oznacza wprost umieszczenie w śmietniku historii wysiłku dziesiątków ofiarnych uczestników misji, wykonujących swoje obowiązki z poświęceniem, niekiedy z narażeniem życia i zdrowia. W przyjętym rozwiązaniu ustawa zaprzepaściła dorobek komisji działających w poszczególnych państwach azjatyckich, zdeprecjonowała osiągnięcia jej uczestników i w konsekwencji pomniejszyła ogólny dorobek Polski w działaniach na rzecz światowego pokoju.
Obym się mylił, ale nie mogę pozbyć się myśli, że do procesu legislacyjnego, który zaowocował ustawą o weteranach działań poza granicami państwa, wkroczyła polityka. Stąd zapewne wyeliminowanie z ustawy ministra spraw zagranicznych oraz pozbawienie polskich uczestników komisji w Laosie i Wietnamie statusu weterana i związanych z tym dobrodziejstw ustawowych. Faktem jest, że polskich obywateli do komisji azjatyckich kierowały organy państwowe Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, uznawane obecnie za niesuwerenne, politycznie podporządkowane Moskwie, niemające jakoby do podejmowania tego typu działań pełnego mandatu. Chodziło zatem o uniemożliwienie kadrze „namaszczonej” przez władzę ludową korzystania z wszelkich dobrodziejstw ustawy, a zwłaszcza ze statusu weterana.
Nie rozumiem jednak, dlaczego konsekwencje mają ponosić jedynie członkowie polskich przedstawicielstw w organach międzynarodowych. Od dawna było wiadomo, że pitraszono ten pasztet. Od momentu rozpoczęcia prac legislacyjnych dochodziły wieści o możliwym wyeliminowaniu z ustawy uczestników misji azjatyckich. Niestety, słowo stało się ciałem. Pogłoski się sprawdziły. W rezultacie wielu uczestników misji zagranicznych nie zostało objętych ustawą. Decyzje ministra obrony narodowej pozostają niezmienne. W tej sytuacji jedynie nowelizacja ustawy idąca we właściwym kierunku mogłaby doprowadzić do naprawy tego, co zostało zepsute. W obecnym stanie prawnym osoby pozbawione statusu weterana mają głębokie poczucie krzywdy oraz mniejszej wartości w porównaniu z tymi, którzy byli kierowani do działań poza granicami państwa przez organy państwowe obecnej Rzeczypospolitej Polskiej. Te rozwiązania prawne doprowadziły w rezultacie do podziału uczestników działań za granicą na lepszych (z uprawnieniami) i gorszych (pozbawionych uprawnień), a same misje na lepsze i gorsze. Ustawa sankcjonuje nierówność praw, a w demokratycznym państwie prawa taka sytuacja nie może się ostać.
Zróżnicowanie pozycji poszczególnych misji i w konsekwencji ich uczestników jest swego rodzaju patologią usankcjonowaną ustawowo. Zjawisko to można rozpatrywać także w kategoriach dyskryminacji mającej swoje źródło w aspektach politycznych. Zważyć należy zatem, co następuje.
Jeżeli działający w owych czasach polski rząd uznał za niezbędne delegowanie obywateli do działań poza granicami Polski i obywatele ci nie zawiedli, realizując zadania i wypełniając obowiązki w sposób należyty, to nowy rząd – z takich czy innych względów – nie może się uchylać od powinności uhonorowania ich zgodnie z przyjętymi zasadami. Wszak przekształcenia ustrojowe w kraju, dokonane drogą pokojową i w sposób demokratyczny, nie wyłączyły kontynuacji władzy państwowej. Dlatego uchwalenie kontrowersyjnych przepisów prawa będzie rodziło w środowisku weteranów nastroje rozgoryczenia oraz braku zaufania do instytucji państwa. Ustawa o weteranach powinna być tak skonstruowana, aby mogła dać satysfakcję wszystkim uczestnikom działań pokojowych, i nie dzieliła, lecz integrowała. Ponadto nie dawała powodów do konfliktów i nie pozbawiała obywateli tego, co im się słusznie należy, bez względu na to, czy skierowanie do działań poza granicami państwa pochodziło od poprzedniej czy obecnej formacji państwowej.
Konkludując, powtarzam: ustawa o weteranach działań poza granicami państwa powinna być zmieniona trybie pilnym, przy czym podstawowym kryterium powinno być działanie na arenie międzynarodowej niezależnie od tego, jaki organ państwowy czy organizacja była podmiotem kierującym.
Witold BUGAJNY


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:55, 05 Cze 2013    Temat postu:

Prawda, dzieci i pieniądz

Marian Piłka:


o
Proces systematycznego likwidowania atrybutów suwerenności naszego państwa związany z budową europejskiego superpaństwa jest możliwy tylko w sytuacji głębokiego kryzysu polskiego patriotyzmu i szerzej kryzysu polskości. Ten kryzys, to przede wszystkim mentalny spadek po komunistycznym zniewoleniu, pogłębiany przez konsekwencje liberalno-lewicowej ideologii współczesnej demokracji.

Z komunizmu wyszliśmy bowiem, nie tylko zdewastowani w wymiarze ekonomicznym, ale także moralno-patriotycznym. Komunizm bowiem uwstecznił procesy narodowotwórcze, które w Polsce z przyczyn historycznych i tak były zapóźnione. W innych krajach tożsamość narodowa i nowoczesny patriotyzm kształtował się w warunkach istnienia własnych państw stymulujących i nadających kształt tym procesom. W Polsce natomiast proces umasowienia społeczeństw związany z kształtowaniem się nowoczesnego, ponadstanowego narodu, w znacznym stopniu odbywał się w warunkach państw zaborczych. Patriotyzm więc kształtował się jako reakcja sprzeciwu wobec zaborczych potęg i ten negatywizm w dominujący sposób ukształtował jego charakter.

Natomiast kształtowanie patriotyzmu wśród narodów posiadających własne państwa, choćby w Cesarstwie Niemieckim, było zadaniem państwowej polityki wychowawczej i edukacyjnej. Jej celem było nie tylko ukształtowanie tożsamości narodowej wśród wkraczających w sferę narodowej kultury, nowych warstwach społecznych, ale także ukształtowanie określonych emocji, sprawności, lojalności, nawyków i postaw związanych z funkcjonowaniem w państwie narodowym. I to funkcjonowaniem nie tylko w warunkach zagrożenia czy wojny, ale przede wszystkim w warunkach pokoju.

Propagowane wartości, wzorce osobowe, określone zachowania i kształtowane nawyki społeczne odnosiły się do potrzeby budowy silnego państwa i silnego narodu. Zawierały więc zestaw społecznych cech i zadań możliwych do realizacji na każdym poziomie społecznej struktury, kształtując w ten sposób społeczne nawyki i cnoty społeczne konieczne dla narodowego rozwoju. W ten sposób ukształtowany patriotyzm stawał się koniecznym warunkiem moralnym rozwoju państwa narodowego, a w sytuacji wojny, poprzez moralną siłę, stawał się gwarantem jego bezpieczeństwa.

Natomiast na ziemiach polskich, budząca się świadomość narodowa wśród chłopów, kształtowana była przede wszystkim poprzez poczucie swej narodowej odrębności wobec państw zaborczych. To, co dominowało w krystalizującej się świadomości narodowej, to poczucie odrębności, negacja niewoli i potrzeba narodowej wolności, a w konsekwencji także potrzeba walki o narodową wolność. Rodzący się patriotyzm miał więc jednoznacznie wolnościowy, a w konsekwencji, powstańczo-zbrojny etos. Polski patriotyzm został więc w ówczesnych warunkach zredukowany jedynie do wolnościowego wymiaru. Było to zjawisko zrozumiałe w ówczesnej sytuacji, co nie znaczy, ze nie prowadziło do jednostronności postaw narodowych, szczególnie niewystarczających w warunkach pokoju po odzyskaniu niepodległości.

Krótki okres II Rzeczpospolitej był praktycznie jedynym w naszej historii w którym państwo podjęło wysiłek ukształtowania nowoczesnego patriotyzmu , zwłaszcza wśród warstw społecznych wkraczających w życie narodowe. I choć ówczesny wysiłek wychowawczy przyniósł nadspodziewane rezultaty w postaci patriotycznej integracji narodu już w czasie II wojny światowej, to jednak był to okres zbyt krótki, aby nadać polskiemu patriotyzmowi trwałą i nieodwracalna formę.

Okres komunizmu natomiast spowodował uwstecznienie procesów narodowotwórczych. Nie w tym sensie, że Polacy przestali czuć się Polakami. Naród bowiem, jak mówi filozofia klasyczna jest bytem relacyjnym. To znaczy, że jego istota polega na charakterze więzi łączących żyjące pokolenia z pokoleniami przeszłymi i przyszłymi. Ta więź polega na wyznawanych wartościach, charakterze narodowej kultury i tożsamości, postawach społecznych, lojalnościach, uznawanej społecznej hierarchii, nawykach i instynktach objawiających się w różnorakich sytuacjach. To także emocje łączące jednostkę z narodem, jego dziedzictwem, tradycją, z innymi rodakami. I przede wszystkim na moralnym związku jednostki ze wspólnotą narodową.

Ten moralny związek, to przede wszystkim poczucie obowiązku i powinności wobec własnego narodu i państwa, to ukształtowane cechy charakteru uzdalniające do działania na rzecz dobra wspólnego. Te cechy wymagają długotrwałego kształtowania, zanim staną się swoistym instynktem społecznym, odruchem, normą, nie tylko wyznawaną, ale spontanicznie realizowaną w życiu społecznym. Ten swoisty trening wychowawczy kształtuje narodowy charakter, swoisty sposób reagowania na różne społeczne wyzwania. Nie może się on ograniczać tylko do jednego rodzaju wyzwań, na przykład walki o wolność, ale musi zawierać także normy i nawyki obowiązujące także w czasie pokoju. Bo to od narodowego charakteru, od sposobu społecznego reagowania na wyzwania społeczne, kulturowe i cywilizacyjne zależy zdolność narodu do budowania dobra wspólnego.

Długotrwałość istnienia totalitarnego państwa komunistycznego realizującego imperialne i ideologiczne interesy obcego mocarstwa prowadziła zarówno do likwidacji - choćby poprzez niemożność odtwarzania - narodowych elit jak i do skutecznego dezintegrowania polskiego patriotyzmu.

Przede wszystkim narzucana lojalność wobec tej niesamodzielnej, satelickiej formie państwowości prowadziło, z jednej strony do oportunizmu, z drugiej zaś, ze względu na długotrwały terror, jedynie do ukrytej formy jej odrzucenia. Zaś totalitarny charakter państwowości, poza niechętnym tolerowaniem przywiązania i lojalności wobec Kościoła Katolickiego, nie dawał prawie żadnych możliwości kształtowania pozytywnych zachowań społecznych i patriotycznych.

Dorastanie kolejnych pokoleń w warunkach komunistycznego totalitaryzmu uniemożliwiało odtwarzanie i kształtowanie się społecznych nawyków i cnót zdolnych do budowania narodowej wspólnoty. Pozostawał jedynie, mniej lub bardziej skrywany negatywizm wobec totalitarnego zniewolenia. Ryszard Legutko pisząc o komunistycznym zniewoleniu użył metafory walca, który niszczył narodowe więzi. Ta metafora zawiera wiele prawdy o społecznych konsekwencjach długotrwałego istnienia komunistycznego zniewolenia. Pozostaliśmy bowiem narodem przede wszystkim w sferze własnej autoidentyfikacji, ale ten fakt, wskutek braku kształtowania pozytywnych wartości i postaw, pozostał bez moralnych i społecznych konsekwencji.

Co więcej długotrwałość istnienia komunistycznego zniewolenia doprowadził do zaniku narodowe elity. W ich miejsce powstały elity komunistyczne, bądź oportunistyczne, kolaborujące z komunizmem, które po jego upadku zaczęły pełnić role narodowych elit. Problem w tym, że były to elity postkomunistyczne, a nie narodowe. Elity, które po upadku komunizmu zrezygnowały z jego klasowej ideologii, a w jej miejsce stały się promotorami nihilizmu kulturowego zatruwającego życie publiczne.

Nasz naród wychodzący z komunizmu można więc porównać do osoby wychowanej w domu dziecka, która teoretycznie wie, co to jest rodzina, ale z domu dziecka nie wyniosła tych emocji, wartości, odruchów i nawyków, jakie może dać normalna rodzina. I zamiast powracać do sprawdzonych wzorców i zachowań społecznych postkomunistyczne elity suflują, poprzez media, nihilistyczne wzory i mody.

Odzyskanie niepodległości i wprowadzenie demokracji miało miejsce w sytuacji, z jednej strony z dominacji środowisk postkomunistycznych w sferze medialnej. I to zarówno środowisk postkomunistycznych będących do końca w PZPR, jak i środowisk rewizjonistycznych, które w związku z walkami frakcyjnymi w PZPR w latach 60. znalazły się w opozycji wobec systemu. Obie te grupy łączył zarówno światopogląd ateistyczny, jak fobie wobec polskiego patriotyzmu. Popularność tych orientacji była wzmacniana poprzez długotrwałą demoralizację społeczną i narodową polskiego społeczeństwa. W ten sposób te środowiska miały rzeczywiste zaplecze społeczne w emocjach, postawach i fobiach społeczeństwa postkomunistycznego.
W przeciwieństwie do II Rzeczpospolitej, władzę III nie miały wizji budowy niepodległego państwa, a jedynie "transformację" czyli modernizacje i dostosowanie polskiej państwowości do oczekiwać integracyjnych naszych zachodnich sąsiadów. Odbudowa patriotyzmu nie stała się więc zasadniczym kierunkiem polityki edukacyjnej i wychowawczej.


W tej sytuacji, demokracja ujawniła nie tylko tendencje do budowy niepodległego państwa polskiego, ale także uruchomiła inne elementy dezintegracji społecznej. Państwo bowiem aby istnieć i rozwijać się musi opierać się nie tylko na podstawie etosu demokratycznego, etosu zbudowanego na koncepcji "praw', praw nie tylko obywatelskich, ale także społecznych, zawodowych, praw poszczególnych środowisk i grup. W demokratycznej koncepcji, państwo staje się terenem negocjacji różnorodnych środowisk i grup społecznych, a tym samym zostaje często zredukowane do sienkiewiczowskiego postawu czerwonego sukna, z którego, każda grupa, czy środowisko pragnie wyszarpać jak najwięcej.

Ponieważ po okresie komunistycznym został odziedziczony nawyk negatywnego postrzegania uprawnień państwowych, to prawie każdy protest czy roszczenie społeczne bez względu na charakter uzyskiwał społeczną i moralną legitymizację. W ten sposób etos demokratyczny społeczeństw postkomunistycznych w praktyce prowadzi do osłabiania państwa. Słabość polskiej państwowości polega nie tylko na postkomunistycznym dziedzictwie niesprawności państwa, ale także na jego demokratycznej niezdolności do zdefiniowania dobra wspólnego i przeciwstawienia się grupowym i środowiskowym uzurpacjom. Państwo bowiem stało się ich swoistym zakładnikiem.

Ta słabość państwa i jego podatność na egoistyczne roszczenia wynika przede wszystkim z faktu iż państwo nie może istnieć tylko na podstawie legitymizacji roszczeń i praw. Taka sytuacja, wcześniej czy później musi doprowadzić do jego upadku. Los starożytnych Aten, Republiki Weneckiej, czy I Rzeczpospolitej są wymownymi przykładami. Państwo aby trwać i rozwijać się musi zrównoważyć etos demokratyczny, etosem republikańskim, czyli koncepcję praw, zrównoważyć koncepcją powinności i obowiązków.

W państwach republikańskich powszechne prawa wyborcze były równoważone instytucjami bądź monarchicznymi, bądź arystokratycznymi, które odwoływały się do powinności, obowiązku, honoru, wierności i poświecenia w służbie państwowej. A także do uznania profesjonalnych kompetencji władzy i tym samym legitymizowały postawy posłuszeństwa wobec realizowanej polityki państwowej. Nawet w sytuacji braku ustrojowych rozwiązań gwarantujących republikański charakter państwa, jego funkcje pełni republikańska kultura polityczna, a przede wszystkim patriotyzm, jako typ postawy nakierowanej na dobro wspólne. Ale patriotyzm nie ograniczony jedynie do patriotycznych emocji. One są ważne, ale jak każde emocje są na ogół krótkotrwałe i same w sobie niewystarczające do budowy narodowej wspólnoty.

Ważny jest przede wszystkim intelektualny i moralny aspekt patriotyzmu. To znaczy, ze ważna jest tożsamość wynikająca z intelektualnego rozpoznania własnego narodu, jego dziedzictwa, tradycji, dorobku kulturowego, obyczajów i zwyczajów kultywowanych w narodowej wspólnocie. Ważna jest tu szczególnie znajomość historii i ojczystej literatury, poprzez które następuje kulturowe i intelektualne zakorzenienie. Uszczegółowioną i uaktualnioną formą patriotyzmu jest rozpoznanie narodowych wyzwań i zagrożeń i intelektualna odpowiedz na te wyzwania.

Tymczasem w III Rzeczpospolitej mamy do czynienia z polityką ograniczania edukacji w zakresie historii ojczystej i narodowej literatury. Jest to więc polityka kulturowej depolonizacji młodego pokolenia, redukowania polskości do swoistej etniczności, podobnej do formuły komunistycznej; "narodowy w formie, a socjalistyczny w treści'. Ograniczenie przekazu kulturowego, tylko może wzmacniać kompleksy kulturowej niższości, wpisujące sie w strategię edukacyjną Gazety Wyborczej upowszechniania narodowych kompleksów i narodowego wstydu. To strategia nie tylko narodowego wykorzenienia, ale wprost wyobcowania z narodowej wspólnoty. Dominacja medialna i "kulturowa" tej patologicznej subkultury stała się zasadnicza barierą w odrodzeniu postaw i zachowań patriotycznych.

Znajomość własnej historii, czy literatury sprzyja nie tylko utożsamieniu się młodego pokolenia z dorobkiem przeszłych pokoleń, ale rodzi moralny związek jednostki z narodem, rodzi poczucie współudziału w narodowym dziedzictwie i wspólnocie. Ten moralny związek powinien rodzić poczucie obowiązku i powinności.

Dlatego też patriotyczne wychowanie powinno, oprócz celów edukacyjnych, koncentrować się także na wykształceniu określonych nawyków i uzdolnień pomocnych w budowaniu narodowej wspólnoty.
Tradycyjna etyka katolicka używała koncepcji cnót, jako szczególnych predyspozycji charakteru pomocnych w wychowaniu dzielnych obywateli. Zwracano uwagę na wykształcenie szczególnie cnoty męstwa i sprawiedliwości. Cnota męstwa z którą jest związana odwaga , wytrwałość i cierpliwość w pokonywaniu przeciwności stojących na drodze narodowego rozwoju. Te cnoty nie dotyczą tylko sytuacji nadzwyczajnych, czyli wojennych, gdy męstwo jest wyjątkową i niezwykle cenną predyspozycja żołnierza broniącego własnej Ojczyzny. Ale męstwo, to także cnota w warunkach pokoju, gdy potrzeba obrony niepopularnych, ale słusznych decyzji. Gdy jest potrzebna niezależność własnego zdania i odwaga jego obrony, nawet wbrew dominującym opiniom. To zdolność kierowania się zasadami, a nie modami i przelotnymi, ale popularnymi opiniami.
W polskiej kulturze, co jakiś czas dochodzi do dominacji zachowań stadnych, do swoistej dyktatury opinii publicznej, czy po prostu tylko do medialnych manipulacji opinia publiczną. Cnota męstwa to zdolność przeciwstawienia się stadności życia publicznego, to zdolność do pójścia pod prąd, a nie rozkoszowania się popularnością płynięcia z "głównym nurtem". To zdolność samodzielnego kierowania własnym losem, w wymiarze narodowym, odzyskanie wewnętrznej sterowności. To cnota usprawniająca do prowadzenia samodzielnej polityki narodowej, a nie polityki dostosowania się do zewnętrznych oczekiwań i wymogów. Kształcenie cnoty męstwa, to podstawowy wymóg odrodzenia polskiego patriotyzmu.
Druga cnota konieczna do odrodzenia się polskiego patriotyzmu to cnota sprawiedliwości, czyli oddania każdemu tego, co mu się słusznie należy. To usprawnienie charakteru do wewnętrznej prawości, do kierowania się, nie własnym egoistycznym interesem, czy emocjami, ale właśnie sprawiedliwością w stosunku do innych ludzi, tu szczególnie ważne ,do własnych obywateli i własnego narodu.

Cnota sprawiedliwości jest fundamentem patriotyzmu, bowiem jesteśmy niespłacalnymi dłużnikami wobec własnego narodu i własnej Ojczyzny. To, jacy jesteśmy, to w przeważającej mierze zasługa kultury narodowej, tych wartości, które kształtowały życie duchowe naszych przodków i kształtują życie duchowe współczesnych pokoleń. Jesteśmy jego dziedzicami. Jesteśmy za nie odpowiedzialni i naszym obowiązkiem jest jego strzeżenie i pomnożenie.

Obojętność wobec własnej wspólnoty narodowej jest podobna do obojętności wobec własnych starych rodziców, to przejaw nie tylko braku miłości, to przejaw jakiegoś, nie tylko kulturowego ale i moralnego wykorzenienia. To postawa świadcząca o emocjonalnej i moralnej niedojrzałości, a nawet więcej, to postawa wyrodna, świadcząca o swoistej patologii. Przeciwstawienie polskości koncepcji europeizmu, to w istocie przejaw głębokiego kompleksu niższości kulturowej i prymitywizmu moralnego. To redukcja narodowych aspiracji do "zmywaka' w Londynie.

Własnej Ojczyźnie i własnemu narodowi winniśmy nie tylko miłość, ale także nasze działania. Wszystko co robimy powinno się odnosić do dobra i wielkości narodu. Zaś własne państwo, to nie jak głosi liberalizm "zło konieczne', ale rodzinny dom, o który powinniśmy stale się troszczyć. W narodzie wyrośliśmy, jego kulturowe i moralne dziedzictwo nas ukształtowało i sprawiedliwość nakazuje wdzięczność i wzajemność, oznacza konieczność pomnożenia tego narodowego dorobku.

Patriotyzm, choć nie jest przede wszystkim cnotą intelektualną, a praktyczną, wymagającą określonych sprawności moralnych musi obejmować także rozpoznanie narodowych wyzwań. Postawy patriotyczne są bowiem odpowiedzią na aktualne narodowe potrzeby. Dziś nasz naród stoi wobec zasadniczych wyzwań cywilizacyjnych, moralnych, kulturowych i polityczno-ekonomicznych. Maja one różną wagę i różny charakter. Każde wyzwanie powinno spotkać się z adekwatną odpowiedzią.
Analiza tych wyzwań i ich hierarchii jest zadaniem myśli politycznej i narodowego przywództwa definiującego narodowe powinności. W moim przekonaniu dziś najważniejsze są trzy wyzwania wobec naszego narodu.

Pierwszy to kryzys współczesnej kultury wyrażający się w relatywizmie poznawczym i wynikającym z niego relatywizmie moralnym. Ten relatywizm i związana z nim agresja wobec naszej chrześcijańskiej cywilizacji, jest największym zagrożeniem cywilizacji europejskiej i polskiej kultury . Relatywizm bowiem usuwa fundament racjonalnego myślenia spychając kulturę na manowce irracjonalizmu. Obrona prawdy i praw rozumu we współczesnej kulturze, to obrona racjonalności świata i obrona racjonalności naszych działań. To przeciwstawienie się ekspansji dewiacji i dziwactw we współczesnej kulturze. Przeciwstawienie się relatywizmowi to oparcie własnego życia i życia narodowego na racjonalnym i trwałym fundamencie, gwarantującym narodowy rozwój. Obrona racjonalności świata, to obrona chrześcijańskiej tożsamości naszej cywilizacji i publicznego wymiaru tej podstawowej prawdy, jaką jest Wcielenie Chrystusa, jako fundament naszej cywilizacji. To jest bowiem podstawowa prawda, która ukształtowała nas, naszą kulturę i nadała najgłębszą treść samej istocie polskości. Powinniśmy jej strzec i bronić.

Drugim wyzwaniem jest katastrofa demograficzna. Wyobcowane elity polityczne nie są w stanie zlikwidować bariery ekonomicznej w posiadaniu dzieci. Przy obecnym współczynniku reprodukcji prostej, nasz naród może zniknąć za trzy pokolenia. Dlatego dziś najpilniejszym wyzwaniem jest przezwyciężenie tego zagrożenia. Posiadanie dzieci jest dziś nie tylko potrzebą rodzicielską, ale narodową. Bez dzieci nie będzie w przyszłości Polski. Posiadanie licznej rodziny, jeżeli nie ma zdrowotnych barier, jest dziś podstawowym przejawem patriotyzmu polskich rodzin. To właśnie dzieci są doczesnym wymiarem wieczności zarówno nas samych jak i naszego narodu.

Naród żyje w rzeczywistości doczesnej, dlatego potrzebuje materialnych warunków swego rozwoju. Materialne warunki rozwoju w dzisiejszej rzeczywistości , to przede wszystkim troska o rozwój potencjału ekonomicznego naszego narodu. To rozwój gospodarczy. My jesteśmy krajem gospodarczo skolonizowanym przez kapitał obcy. Bez odbudowy rodzimej warstwy przedsiębiorców, nie staniemy się suwerenni ekonomicznie.

Dlatego solidarność narodowa nakazuje patriotyzm gospodarczy. Wspieranie polskiej wytwórczości, polskich banków, zakładów ubezpieczeń społecznych i polskiego handlu, to podstawowy obowiązek Polaków. Walka o rozwój polskiego kapitału jest formą ekonomicznej dekolonizacji Polski i działaniem na rzecz jej rozwoju. To podstawowe wyzwanie dla naszej ekonomicznej i politycznej suwerenności.

Patriotyzm, to nie przede wszystkim przeżywane emocje z racji narodowych świat, czy sportowych wydarzeń, to przede wszystkim typ postawy zorientowanej na dobro, rozwój i wielkość własnego narodu. To postawa, która potrzebuje rozwoju moralnych sprawności charakteru zdolnych do wytrwałych i konsekwentnych działań w różnorakich wymiarach narodowego życia. To potrzeba przede wszystkim postawy określającej indywidualny wymiar naszej odpowiedzialności za los Ojczyzny.

Musimy walczyć o unarodowienie naszego państwa i jego polityki, ale bez odrodzenia patriotycznych postaw i wartości indywidualnie przeżywanych i realizowanych nie uda nam się przeciwstawić procesowi demontowania państw narodowych i ich likwidacji w Unii Europejskiej.

Dlatego obecna sytuacja naszego kraju nakazuje przede wszystkim walkę o charakter polskiego patriotyzmu to jest o kształt polskiej kultury, której podstawą musi być obrona racjonalności poznania i działania. Musi być prawda jako zobowiązanie i wyzwanie. Stąd obrona chrześcijańskiego charakteru naszej narodowej tożsamości.
Wyzwaniem jest katastrofa demograficzna. Bez dzieci nie przetrwamy jako naród, a w każdym razie nie będziemy znaczącym narodem. Posiadanie dzieci, jak nigdy wcześniej jest patriotycznym zobowiązaniem.
I wreszcie strona materialna życia narodu. Patriotyzm gospodarczy, podobnie jak dzietność polskich rodzin zadecyduje o naszej przyszłości. Dlatego patriotyzm dziś musi mieć, mniej emocjonalny, a bardziej konkretny wyraz. Bo nasza przyszłość zależy nie tyle od przeżywanych emocji, marszów i manifestacji, a bardziej od naszej kulturowej twórczości, naszych konsumenckich decyzji i kształtu polskich rodzin. O przyszłości polski zadecydują trzy czynniki: wierność prawdzie, dzieci i pieniądze w polskich rękach.

Marian Piłka
historyk, Wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:50, 06 Cze 2013    Temat postu:

Wstyd wołyński





Napisał(a): Jerzy Domański w wydaniu 8/2013. PT





Tego nie da się pojąć zwykłą miarą ocen. To, co 70 lat temu działo się na kresach Rzeczypospolitej, należy do najokrutniejszych wydarzeń w historii całej ludzkości. Co do tego jest zgoda wśród znających historię. Ci, którzy cokolwiek wiedzą o ludobójstwie na Wołyniu, są nim głęboko poruszeni. Niestety, wiedza o tych zbrodniach jest ciągle mizerna, a wśród młodzieży praktycznie żadna. Prawie połowa Polaków nie wie o tym nic albo bardzo niewiele. Wymordowano 120 tys. ludzi, a ich śmierć jest ważna tylko dla potomków i paru organizacji społecznych.

A gdzie są polskie władze? Gdzie jest prezydent RP, marszałkowie Sejmu i Senatu czy premier polskiego rządu? Obchody 70. rocznicy rzezi na Wołyniu nie mają w nich patrona. Tak na co dzień pokłóceni i rywalizujący ze sobą – w tej jednej sprawie są jednomyślni. A precyzyjniej mówiąc, głusi na fakty i obojętni na ból krewnych ofiar.

Po raz kolejny obchody tej rocznicy stają się prywatną sprawą ostatnich żywych świadków, rodzin ofiar, organizacji pozarządowych. Tak jest od lat i żadne apele czy prośby Społecznego Komitetu Obchodów 70. rocznicy niczego nie zmieniają. Ciągle nie ma w Warszawie pomnika godnego pamięci ofiar. Są za to biurokratyczne przepychanki i odsyłanie starych, schorowanych ludzi od urzędnika do urzędnika. Weterani tracą na to zdrowie i czas, bo, co typowe dla Kresowian, nie mogą uwierzyć, że w tak ważnej sprawie można z nimi postępować tak bezdusznie i cynicznie. Ano można. Bo nie ma woli politycznej. Woli, by to wreszcie przeciąć raz na zawsze. Postawić w centrum stolicy pomnik, wybudować na Powązkach symboliczną kwaterę, umieścić w paru miejscach tablice pamiątkowe i wprowadzić tę tragedię do obiegu publicznego, czyli do podręczników, wydawnictw.

A także pogonić do pracy Instytut Pamięci Narodowej, który, tak aktywny w ściganiu wrogów politycznych, w sprawie zbrodni na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej ma na koncie tylko fałszujące prawdę i dezinformujące uczniów teki edukacyjne – bezskutecznie oprotestowywane przez środowiska kresowe oburzone na manipulacje IPN.
Ze wstydem obserwuję zachowanie oficjalnych reprezentantów państwa polskiego w sprawie obchodów 70. rocznicy. Za haniebne uważam takie różnicowanie polskich ofiar z czasów II wojny światowej, jakie spotyka pomordowanych na Kresach Wschodnich i ich rodziny. Wystarczy porównać, jak bardzo kontrastuje ono z podejściem państwa i polityków do ofiar zbrodni katyńskiej i członków ich rodzin. Ignorowanie Kresowian, niegodne z czysto ludzkiej strony, jest także głupie politycznie. Bo – jak szacuje GUS – do korzeni kresowych przyznaje się w Polsce 4 mln ludzi. Czy będą wiecznie tolerować takie traktowanie ze strony władz? Wątpię. Z partii politycznych najlepiej zachowuje się PSL, a zwłaszcza Jarosław Kalinowski, który od lat patronuje walce tych środowisk o przywracanie pamięci.

Mijają lata, mijają kolejne rocznice, tylko w Polsce w tej sprawie nie ma zmian. Zmowa milczenia trwa. Prawda ciurka małymi szczelinkami. Wstyd.
Polacy mają wielki kłopot, bo politycy boją się słów prawdy. I boją się decyzji. Kto przetnie kresowy węzeł gordyjski?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:31, 07 Cze 2013    Temat postu:

Chodźcie z nami! Idźmy razem! Po Polskę dla naszych dzieci i wnuków
- Nadszedł czas by skoordynować działania. Są nas setki tysięcy. Może nawet miliony. Ludzi, którzy z przerażeniem patrzą dokąd “politycy”- a szczególnie “Partia Miłości” – prowadzą naszą Ojczyznę. Dokąd NAS prowadzą. Jak wykorzystują władzę dla partykularnych interesów. Jak z Polski zrobili sobie przedmiot “do wewnętrznego użytku”, z urzędów -prywatę, z “posłowania” – nie misję a etat, sposób na życie … Zegarki, “nagrody”, dotacje [...]

- Nadszedł czas by skoordynować działania. Są nas setki tysięcy. Może nawet miliony. Ludzi, którzy z przerażeniem patrzą dokąd “politycy”- a szczególnie “Partia Miłości” – prowadzą naszą Ojczyznę. Dokąd NAS prowadzą. Jak wykorzystują władzę dla partykularnych interesów. Jak z Polski zrobili sobie przedmiot “do wewnętrznego użytku”, z urzędów -prywatę, z “posłowania” – nie misję a etat, sposób na życie … Zegarki, “nagrody”, dotacje partyjne, diety, darmowe loty, immunitety na jazdę po pijaku… - pisze Paweł Kukiz.

Przyjaciele,
jak już wcześniej informowałem – nadszedł czas by skoordynować działania.
Są nas setki tysięcy. Może nawet miliony. Ludzi, którzy z przerażeniem patrzą dokąd “politycy”- a szczególnie “Partia Miłości” – prowadzą naszą Ojczyznę. Dokąd NAS prowadzą. Jak wykorzystują władzę dla partykularnych interesów. Jak z Polski zrobili sobie przedmiot “do wewnętrznego użytku”, z urzędów -prywatę, z “posłowania” – nie misję a etat, sposób na życie … Zegarki, “nagrody”, dotacje partyjne, diety, darmowe loty, immunitety na jazdę po pijaku…
W ostatnich latach tylko PO i PiS otrzymały OD NAS 800 milionów złotych na same dotacje partyjne ! Średnia na utrzymanie jednego posła to 25 tys. zł miesięcznie. Razy 460 posłów = 11,5 mln zł. To na miesiąc. Razy 12 miesięcy = 138 mln zł. Tyle kosztuje rok ich “pracy”. A cztery lata kadencji – 552 000 000 zł… Dodajcie do tego uposażenia w Senacie, Kancelarii Prezydenta…. Astronomiczne kwoty ! ZA CO ??? Za paszporty do Irlandii, Anglii, Holandii, Niemiec ???
W 2011 ministerstwa wypłaciły sobie ponad 71 mln zł “nagród”. W ubiegłym już 101 milionów 485 tysięcy 338 złotych…. Ile w tym roku sobie wezmą z naszej kieszeni?
Kiedyś, za komuny, urzędnik musiał się nieźle nagłowić, żeby “dorobić sobie” przy okazji budowy np.Stadionu X lecia. Musiał tak pokombinować przy księgowaniu cementu, zbrojenia itp., żeby nikt się nie przyczepił , on zarobił a wokół stadionu powstało osiedle domków jednorodzinnych. Dziś już, w tej naszej “Komunie Oświeconej”, nie ma takich problemów. Na dzień dobry przewiduje się dla niego “nagrodę”. Legalną. Zgodną z prawem. Bez względu na to, czy dach stadionu się otworzy czy nie, czy trawa będzie rosła czy szlag ją trafi. Nieważne. Nagroda się należy! Za to, że on po prostu jest. On. Urzędnik. Pan.
Dewiacje, arogancja, kumoterstwo, nepotyzm a nade wszystko PARTYJNIACTWO nie dotyczą ,niestety, tylko urzędów centralnych. Również Samorządy pozostają pod ogromnym wpływem partyjnych klanów choć zdarzają się, Bogu dzięki, chlubne wyjątki. Te zaś łatwo nie mają- problemy z dofinansowaniem, dopłatami… Obecny System, ta dzisiejsza partiokracja, jak rak zeżre wszystko co pozostaje w opozycji do niego…..
Wszyscy znamy sprawę Sawickiej. Skandaliczny wyrok- “winna ale niewinna, bo… pokochała” …. Jakiż romantyczny Wysoki Sąd !…. Jakież wyrozumiałe były organa ścigania w stosunku do syna premiera … Prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie rzekomego udzielania przez Michała T. tajnych informacji handlowych liniom lotniczym OLT, należącym do Amber Gold, w czasie pracy dla gdańskiego portu lotniczego ponieważ uznała,że co prawda w postępowaniu Michała T. można doszukiwać się konfliktu interesów, bo jednocześnie pracował dla lotniska w Gdańsku i u przewoźnika ale śledczy uznali, że nie jest to przestępstwo…. Na dodatek część prasy zrobiła z pana Michała ofiarę zawiści Ciemnogrodu… A przecież to kryształ ! Mógł być na garnuszku taty a mimo to sam, bez niczyjej pomocy zdecydował się zarobić na przysłowiową miskę ryżu….
Dlaczego “wymiar sprawiedliwości” i organa ścigania nie są tak wrażliwe w przypadkach zrujnowania życia Obywatelom i ich Rodzinom przez błędy bądź wręcz świadome działania urzędników państwowych ???
W Rumunii mają 9 robotów medycznych “Da Vinci” do przeprowadzania skomplikowanych operacji “elektronicznym skalpelem” . My mamy …. jeden. Za to w przeciwieństwie do Rumunii -najnowocześniejsze w Europie fotoradary, które są w stanie jednocześnie “złapać” trzy samochody… I ministra od dróg mamy z najładniejszym zegarkiem w Europie… I szczaw w przydrożnych rowach….
Skoro jesteśmy przy drogach … Policjant zarabia średnio 2.225 zł miesięcznie. A urzędnicy w Komendzie Głównej ? Średnio dwa razy tyle. W stanie wojennym było ich 500. I tylu wystarczyło, żeby trzymać za pysk cały Naród. Dziś jest ich …. 7 razy więcej ! Prawie 3,5 tysiąca ! Po co ? Żeby głosować – całymi rodzinami- na tych, którzy im płacą. Naszymi pieniędzmi. Miesięcznie wydajemy na uposażenia w KGP ok. 20 mln złotych. I pałujemy się jednocześnie informacją, ze WOŚP zebrało na dzieci kwotę równą dwukrotności sumy miesięcznych wypłat w Komendzie Głównej Policji…. Straszne….Podobnie- z przerostem urzędników- jest w Komendzie Głównej Straży Granicznej czy Straży Pożarnej. A szeregowi funkcjonariusze Służb Mundurowych dostają ochłapy … Są fatalnie wyszkoleni – bo na to nie ma pieniędzy – sfrustrowani i przestraszeni wizją utraty pracy za “niesubordynację” czyli jakąkolwiek krytykę systemu, który ich doi po to, by “oszczędzić” na klany naszych “Panów”…
W urzędach z roku na rok wzrasta zatrudnienie. Klasa próżniacza triumfuje. Po drugiej stronie, po naszej – rośnie bezrobocie. I nie patrzmy tylko na oficjalne dane. Rozejrzyjmy się wokół siebie. Ilu naszych bliskich pracuje na dobrobyt Niemców, Holendrów czy Brytyjczyków ? Ilu z nas i kto może realizować się w Polsce? Mieszkam na opolszczyźnie. Widzę jak co tydzień jadą na zachód setki mikrobusów a w nich matki i ojcowie, młodzi ludzie, szare, zmęczone twarze…. Ich dzieci zostają w domach pod opieką dziadków… Boże…. DLACZEGO ??? NSZZ “Solidarność” staje po stronie najsłabszych, po stronie pracowników – i chwała im za to. Ale uważam, że sprawą zasadniczą jest zbadanie i wyleczenie PRZYCZYN bezrobocia a nie jego SKUTKÓW. Podstawowym powodem braku pracy jest OPODATKOWANIE pracodawców. Mówiąc wprost – grabież wypracowanych przez ich firmy pieniędzy . Na utrzymanie urzędniczych (czytaj:”elektorskich”) watach. Setek tysięcy darmnozjadów, których rzeczywistym zadaniem jest wrzucenie raz na cztery lata głosu na “jedynie słuszną opcję” czyli tą, która ich karmi. Naszymi kanapkami.
Przestraszeni wizją utraty pracy jesteśmy wszyscy. W domach, za klawiaturą komputera (często pod nickiem) dajemy upust swoim frustracjom ale już po wyjściu na ulicę, w “realu”- milczymy. Ze strachu. Bo jesteśmy podzieleni. Chodzimy osobno.
Dlatego czas aby połączyć siły. Dlatego powstaje Federacja Obywatelskich Ruchów – Polska. Na przełomie lipca i sierpnia planujemy Kongres FORP. Uczestniczyć w nim będą Stowarzyszenia, które spotkały się w Gdańsku w ramach tzw. “Platformy Oburzonych”, czyli wspólnego przedsięwzięcia NSZZ “Solidarność” i właśnie Ruchów Obywatelskich, które obecnie łączą się w FORP.
Nasza Federacja jest otwarta. Zapraszamy do niej wszystkie Stowarzyszenia, grupy i Fundacje, które żądają gruntownych zmian w zakresie ustroju Państwa. Które dostrzegają fatalny wpływ ordynacji wyborczej na losy naszej Ojczyzny, które żądają radykalnej reformy “wymiaru sprawiedliwości”, legislacji służącej Obywatelowi a nie partyjnym klanom, zwolenników zwieszenia roli referendów obywatelskich. Jednym słowem – wszystkich tych, dla których priorytetem jest zmiana fatalnej dla Obywateli Konstytucji z 1997 roku. To ostatni dzwonek.

Musimy się zjednoczyć. Musimy iść razem. Jeśli nadal będziemy podzieleni – zjedzą nas.Wszystkich tych, którzy chcą się do nas przyłączyć, razem – na przełomie lipca i sierpnia- spotkać, prosimy o kontakt mailowy na adres: [link widoczny dla zalogowanych]
Nieważne, czy Wasze Stowarzyszenie, Fundacja, Grupa liczą po kilka czy kilka tysięcy osób. Chodźcie z nami! Idźmy razem! Po Polskę dla naszych dzieci i wnuków.
Paweł Kukiz, FORP
Ps. Przyjaciele, BARDZO proszę o udostępnianie na swoich profilach naszego Apelu. Dziękuję !
P.K.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 10:33, 09 Cze 2013    Temat postu:

Wyobraźmy sobie księdza, który dziatwę namawia do odmawiania paciorków, a sam tego nie czyni. Gdyby taka wiadomość dotarła do parafian, wówczas biskupi z pewnością uwolniłby takiego pasterza od jego owieczek. Zapewne byłby to gest rozsądku i sprawiedliwości. W państwie świeckim takie myślenie jest obce.
Kilka dni temu mimo wyraźnych akcentów wzywających do rozsądku i umiaru, hucznie, rzec by można z tryumfalnym zadęciem obchodzono kolejna rocznicę wyborów z 4 czerwca 1989 roku. Wielki ślad swojej obecności w mediach usiłował pozostawić prezydent Komorowski. Mogłoby się wydawać, że swoim osobistym udziałem w wyborach w tamtym dniu usiłował rodakom, przypomnieć znaczenie tej daty.
Niestety słoma z butów wyszła i okazało się, że nasz pan prezydent zbojkotował wówczas ze swoją małżonką tamte wybory. Było to oczywiście jego prawo, wybory były wolne, ale po co tyle hałasu i przekonywanie / zwłaszcza młodzieży/ Polaków o wiekopomnym znaczeniu tamtych wyborów.
Słusznie więc przypomina się panu prezydentowi jego dwulicowość. Jestem przekonany, że jako młody człowiek regularnie wrzucał kartki do urn wyborczych i akceptował wybory bez skreśleń. Poniższy komentarz celnie oddaje rozterki duchowe głowy państwa.

WSTYDLIWY SEKRET PREZYDENTA.
Bronisławowi Komorowskiemu trudno pogodzić się z tym, że 4 czerwca 1989 r. zbojkotował wybory
Współczuję Bronisławowi Komo¬rowskiemu, musi w tych dniach przeżywać prawdziwe katusze. Już na długo przed 4 czerwca prezydent namawiał Polaków do świętowania rocznicy wyborów z 1989 r. jako zwycięstwa nad komunizmem, triumfu demokracji. To miało być radosne święto, przedmiot dumy Polaków. A tymczasem wyszło na jaw, że sam Bronisław Komorow¬ski nie pofatygował się 4 czerwca 1989 r. do urny, co więcej - do tego karygodnego bojkotu namówił też żonę. Taka jest relacja pani Anny Komorowskiej, bo jej mał¬żonek plątał się w zeznaniach. Mówił najpierw, że nie pamięta, czy głosował. Potem stwierdził, że jednak nie głosował, ale bardzo tego żałuje. I stąd bierze się to cierpienie głowy państwa. Komo¬rowski pluje sobie w brodę, jaką to głupotę wtedy zrobił! Gdyby poszedł wtedy do lokalu wyborczego (daleko nie było), miałby teraz spokój i mógłby z czystym sumieniem glo¬ryfikować 4 czerwca.
Wyobraźmy sobie księdza, który dziatwę namawia do odmawiania paciorków, a sam tego nie czyni. Gdyby taka wiadomość dotarła do parafian, wówczas biskupi z pewnością uwolniłby takiego pasterza od jego owieczek. Zapewne byłby to gest rozsądku i sprawiedliwości. W państwie świeckim takie myślenie jest obce.
Kilka dni temu mimo wyraźnych akcentów wzywających do rozsądku i umiaru, hucznie, rzec by można z tryumfalnym zadęciem obchodzono kolejna rocznicę wyborów z 4 czerwca 1989 roku. Wielki ślad swojej obecności w mediach usiłował pozostawić prezydent Komorowski. Mogłoby się wydawać, że swoim osobistym udziałem w wyborach w tamtym dniu usiłował rodakom, przypomnieć znaczenie tej daty.
Niestety słoma z butów wyszła i okazało się, że nasz pan prezydent zbojkotował wówczas ze swoją małżonką tamte wybory. Było to oczywiście jego prawo, wybory były wolne, ale po co tyle hałasu i przekonywanie / zwłaszcza młodzieży/ Polaków o wiekopomnym znaczeniu tamtych wyborów.

Słusznie więc przypomina się panu prezydentowi jego dwulicowość. Jestem przekonany, że jako młody człowiek regularnie wrzucał kartki do urn wyborczych i akceptował wybory bez skreśleń. Poniższy komentarz celnie oddaje rozterki duchowe głowy państwa.


Prezydent oczywiście i tak to robi, ale jego propagandowe gad¬ki brzmią mało atrakcyjnie i wy¬glądają na bajdurzenie nadgorli¬wego neofity, apologety 4 czerwca. Tak było podczas lekcji historii w I Liceum Ogólnokształcącym w Kościanie, gdzie przekonywał młodzież, że wybory 4 czerwca 1989 r. były zwycięskie nie tylko dla obozu solidarnościowego, ale „było to zwycięstwo całej Polski”. Tylko że Polacy na tamte wybory patrzą przez pryzmat tego, co się stało z Polską później, i dla więk¬szości z nas 4 czerwca ’89 nie jest dniem tryumfu, tylko fak¬tycznego zwycięstwa komunistów i elit solidarnościowych, które zawarły z nimi układ.
Ale dla Bronisława Komorow¬skiego, który szybko przeszedł drogę od przeciwnika Okrągłego Stołu i kontraktu wyborczego z komunistami do apologety ’89 roku, cały czas ogromną zadrąjest fakt, że wtedy nie wyczuł wiatru historii. Niby salon uznał go za swojego, obdarzył zaufa¬niem, wydatnie pomógł w zdoby¬ciu prezydentury, ale Komorowski czuje się jak jakiś niedopracowany wzór demokraty. Szkoda, że spisy wyborców z zaznaczonymi na¬zwiskami osób, które 4 czerwca 1989 r. odebrały karty do głoso¬wania, już dawno poszły na prze¬miał. Można by taką jedną listę wyjąć z archiwum, szybko dostawić podpisy przy rubrykach „Broni¬sław Komorowski” i „Anna Ko¬morowska” i pokazać z radością
prezydentowi: Bronek, widzisz, jednak głosowałeś!

Zresztą takie formularze można i teraz odtworzyć, nie jest to trud¬ne. Współpracowników pana pre¬zydenta namawiałbym do doko¬nania takiego historycznego, drob¬niutkiego fałszerstwa. Pomóżcie chłopu, niech się dalej nie mor¬duje. Na wyniki wyborów ’89 roku już to i tak nie wpłynie, ale ile ra¬dości przysporzy naszemu „dro¬giemu Bronisławowi”. W końcu nie takie cuda przy urnach w Pol¬sce odstawiano.
Krzysztof Losz
Prezydentowi


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:13, 09 Cze 2013    Temat postu:

Grecki eksperyment” w oczach greckich ekonomistów
2013-06-04


Niszczenie państw narodowych jest faktem. Od 2009 roku faktycznie mamy do czynienia z przemyślanym w szczegółach procesem likwidacji Grecji; z utratą przez nią suwerenności politycznej i ekonomicznej, a zapewne w niedługim czasie – terytorium. Obecnie ten proces został rozszerzony na Cypr.

Likwidacja Grecji i Cypru nie jest wypadkową wielu przypadkowych czynników. Jest rezultatem zamierzonych oraz dobrze skoordynowanych działań światowego kapitału finansowego i rządów.

Tragedia grecka
Już przed ponad dwoma laty w publikacji „Tragedia grecka” odnotowaliśmy, iż „Szczególnym wątkiem wspomnianej tragedii jest fakt, że w dyskusji nad kryzysem w Grecji i jego rozległych konsekwencjach gospodarczych i politycznych nie słychać opinii najbardziej zainteresowanych, czyli Greków. To wygląda tak, jakby sama widownia odgrywała cały spektakl, zaś scena została szczelnie zasłonięta ciężką kotarą. To przedmiotowe traktowanie Greków jest niepodważalnym i godnym zastanowienia faktem. Warto więc choćby doraźnie wyłowić greckie opinie na temat kryzysu i politycznej krzątaniny wokół niego” (Biuletyn EEM nr 3/2010 (10). Dziś możemy jedynie przyznać, że spektakl rozgrywa się nadal.

Wbrew lansowanym przez światowe media i polityków opiniom o kryzysie w Grecji - jako konsekwencji wewnętrznych problemów społeczno-gospodarczych w tym kraju - jest to kryzys spowodowany przez celowo przygotowany i przeprowadzony atak spekulacyjny. Mało się mówi o tym, że zadłużenie zagraniczne Grecji nie jest największe w stosunku do PKB, ani machinacje statystyczne rządu greckiego mające na celu upiększenie sytuacji finansowej nie były czymś wyjątkowym.

Jak zaznacza już wielu komentatorów, kryzys w Grecji przebiegał według „argentyńskiego schematu”, kiedy to w 2001 roku Argentyna padła ofiarą spekulacji finansowej i dławienia przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Jednak pod pewnym względem kryzys w Grecji różni się od pierwowzoru. Istotą tej różnicy jest wprowadzenie dodatkowego elementu: transakcji „pomoc za niepodległość”.

Rzetelna analiza kryzysu w Grecji jest niezwykle potrzebna i aktualna. Po pierwsze dlatego, że jest to eksperyment, którego sukces stwarza możliwość powtórzenia go w innych krajach. Także w Polsce.

Już teraz eksperyment ten został milcząco zaakceptowany przez Unię Europejską jako główny sposób walki z kryzysem w Europie. Został częściowo powielony w Portugalii, w Hiszpanii i we Włoszech. Co prawda na razie nie powiodła się próba zastosowania greckiego eksperymentu na Węgrzech wskutek zdecydowanego oporu rządu, ale determinacja autorów tego eksperymentu jest nadal silna.

Po drugie dlatego, że eksperyment ten ujawnia szczególną rolę Niemiec, które nie tylko aktywnie współdziałały w eksperymencie greckim, ale także narzuciły go innym krajom jako oficjalną zasadę Unii Europejskiej. Źle to wygląda w świetle szybko narastającego ekspansjonizmu niemieckiego, który wyraźnie kieruje się w stronę Polski i Czech. To, iż te dwa kraje zostaną poddane wspomnianemu eksperymentowi, jest niemal stuprocentowo pewne. Po trzecie, alarmujący brak wiedzy o istocie kryzysu w Grecji (i kilku kolejnych krajach europejskich) jest w pewnym sensie niezbędnym składnikiem wspomnianej transakcji „pomoc za niepodległość”. Chodzi o to, że utrzymywanie jak najdłużej ludności krajów – ofiar ataku spekulacyjnego w stanie niewiedzy warunkuje skuteczne przeprowadzenie tej z gruntu nieuczciwej i oszukańczej praktyki.

***

Doświadczenie z likwidacji Grecji jest „motorem” globalizacji w warunkach globalnego kryzysu. Innymi słowy, stanowi wzorzec do powielania procesu likwidacji suwerenności politycznej i ekonomicznej w innych krajach europejskich. Jednocześnie proces ten jest obudowany przemyślaną warstwą propagandową, której głównym zadaniem jest ukrycie rzeczywistych sprawców i przerzucenie winy na ofiary. Służy temu wysunięcie na plan pierwszy znanej z teorii koniunktury gospodarczej (lecz co najmniej wątpliwej) koncepcji rozprzestrzeniania się kryzysu, znanej pod nazwą „zarażenia”, rasistowski antyhellenizm, prezentowanie „twardego” stanowiska przez polityków UE i przedstawicieli finansjery (w tym epatowanie opinii publicznej rzekomo silnymi rozbieżnościami między nimi), itp.

Jeśli społeczność europejska nie zdobędzie się na skuteczne przeciwdziałanie, również kolejne kraje zostaną będą atakowane przez kapitał spekulacyjny i wspierające go rządy z wykorzystaniem mechanizmu, który wypracowano dla Grecji.

Obecnie wiele sygnałów wskazuje, że na taki atak jest potencjalnie wystawiona również Polska. Oczekiwanie, że w tym przypadku eksperyment grecki nie zostanie wykorzystany, zwłaszcza problem zadłużenia, wydaje się co najmniej naiwne. Od czterech lat obserwujemy „dziwne” wydarzenia, prowadzące do centralizacji władzy i wyeliminowania ewentualnego oporu społecznego, poczynając od katastrofy smoleńskiej i nagłej koncentracji władzy politycznej, a kończąc na toczącej się obecnie wojnie religijnej koterii politycznych ze społeczeństwem. Wzmogła się także penetracja i podporządkowanie instytucji publicznych czynnikom zagranicznym oraz aktywność zagranicznych służb specjalnych; demontaż kontroli publicznej (demokratycznej) został całkowicie zakończony. A z drugiej strony (tak jak w Grecji) przygotowuje się psychologiczną wersję „usprawiedliwienia” ataku, czyli rasistowskie oczernianie Polaków. Trwa „usypianie” Polaków przez podporządkowanych obcym czynnikom polityków i media.
***

W tym świetle zainteresowanie poglądami wybitnych ekonomistów greckich może okazać się nadzwyczaj pouczające. Do nich zaliczam m.in. (uznawanego raczej za ekonomistę umiarkowanego) Mikołaja Vilardosa, którego poglądy są w Grecji dość popularne. Vilardos, podobnie jak wielu innych greckich publicystów ekonomicznych i politycznych, nie pozostawia złudzeń co do natury obecnych problemów europejskich: „Zdobywcy zawsze kochają pokój i stabilność w stosunkach z podbitymi krajami – a memoranda w «kolonii południowej Europy» anulujące niepodległość narodową i demokrację w tych krajach stanowią sposób umożliwienia dominacji zagranicznej”. Wydaje się, że jest to zasadnicze stanowisko w tym sensie, że stawia jasno kwestię kolonialnego charakteru przemian zachodzących w Europie. Z takiego stanowiska Vilardos interpretuje współczesny kryzys zadłużenia i demonstracyjne pogwałcenie suwerenności Grecji jako odgórnie przeprowadzaną rewolucję – „powodując strach i panikę wśród obywateli Europy”. Uważa, że w ten sposób wywołuje się wrażenie „nieuchronności” powołania Stanów Zjednoczonych Europy.

Stwierdzenie, że obecne problemy Grecji są spowodowane przez siły zewnętrzne jest formułowane lakonicznie i dobitnie: „70% nowych problemów w Grecji wynika z działalności „Trójki”. Jest to wypowiedź grecki ekonomisty Savvasa Robolisa, który wyjaśnia, że PKB Grecji zmalał od 2008 o 22%, czyli o 10% więcej, niż prognozowali to wierzyciele. W tym samym czasie płace spadły aż o 30%. Jeśli weźmie się pod uwagę wzrost podatków pośrednich i bezpośrednich, przeciętny dochód greckiej rodziny spadł w porównaniu z dochodem z roku 2008 o 50%”.

W Polsce takie poglądy wypowiadane są tylko półgębkiem i uznawane powszechnie za ekstremalne.
Postawienie tezy o wywołaniu kryzysu w celu wprzęgnięcia krajów we wspólną strukturę państwową ma oczywiście szereg poważnych implikacji. Przede wszystkim potrzebne jest wówczas wyjaśnienie, kim są faktyczni autorzy takiej projektowanej struktury państwowej. Wyjaśnienie, iż odbywa się to „pod nadzorem pruskiej i niemieckiej dominacji w cieniu Stanów Zjednoczonych” wydaje się dość enigmatyczne, ale wyjaśnia „niezakłóconą inwazję MFW w krajach strefy euro”. Vilardos raczej aluzyjnie nawiązuje do bardziej jednoznacznych opinii na ten temat, uznając, że nie musi ich powtarzać.

Bardziej jednoznaczne opinie słyszymy od znanego publicysty Panagiotisa Trojana, który bez ogródek stwierdza: „Grecja przyjęła gospodarczy atak, który w odniesieniu do jego skutków wygląda jak "wojna", ale w rzeczywistości jest wielkim oszustwem”. Jest przejawem nadużyć finansowych, które w tym przypadku zostało popełnione przez niektóre państwa w stosunku do państwa greckiego.

Takie stanowisko sprawia, że ostrości nabiera problem korupcji polityków i urzędników państwowych. Trojan wskazuje przy tym, że wspomniane nadużycia finansowe odbywają się z udziałem skorumpowanych polityków greckich (wielu zarzuca obce pochodzenie). „ Wiemy, że za obecną bezkarnością skorumpowanych polityków kryją się najważniejsze interesy ... bardzo potężne interesy. Ci wszyscy dranie nie są karani nie dlatego, że są potężni, ale ponieważ mają potężnych bossów, co czyni z nich bękarty”.

Natomiast Vilardos w jedynym z swych ostatnich tekstów formułuje ważną uwagę, że pogląd, jakoby porażki i niekompetencje polityków najlepiej tłumaczyły istniejącą w Grecji sytuację, jest mało przekonywujący. Warto zatrzymać się nad tą uwagą, gdyż krytyka porażek i niekompetencji polityków jest również centralnym punktem krytyki społecznej w Polsce (co jest na ogół bezpłodne). Powiela ona w gruncie rzeczy liberalny schemat „złe rządy – dobry rynek”, który przypomina krytykę „błędów i wypaczeń” w okresie stalinowskim. Taka krytyka zaciemnia fakt, że (zdaniem Vilardosa) lepsze jest wyjaśnianie sytuacji nawiązujące do „wdrażania nowego porządku w wyniku podziemnej współpracy elit, bankowości i polityków”. Jest to – warto zauważyć – wypowiedź poważnego ekonomisty, a więc poddana pewnej metodologii.

Taki kierunek interpretacji współczesnych stosunków ekonomicznych nie jest bynajmniej wyjątkowy, lecz coraz bardziej popularny (tworzący nurt współczesnej ekonomii politycznej). Jest rzeczą znamienną, że również ekonomiści dalecy od umiarkowanego liberalizmu Vilardosa, na przykład greccy ekonomiści marksistowscy (jak np. Dymitr Kazakis) również reprezentują ten kierunek interpretacji stosunków ekonomicznych.

W Polsce jednie kilku ekonomistów odważa się „mówić takie rzeczy”. Niekiedy uważa się (jak śp. prof. Wacław Wilczyński), że są to wyjaśnienia zarezerwowane dla ekonomii radykalnej (Noam Chomsky i inni).

Kryzys zadłużenia

Wspomniany kierunek interpretacji stosunków ekonomicznych pozwala na pierwszy plan wysunąć kilka niepopularnych zapatrywań, kwestionujących obiegowe poglądy ekonomiczne i polityczne. Vilardos pisze, że ostatecznym celem eksperymentu greckiego jest podbicie innych państw. W wielu swoich publikacjach jasno dowodzi, że zadłużenie Grecji było stosunkowo małe w porównaniu z innymi krajami europejskimi i Stanami Zjednoczonymi. To właśnie pozwala mu twierdzić, że kryzys zadłużenia został wywołany sztucznie. Czyli ten istotny aspekt współczesności - podbicie innych państw – wpisuje się w ramy wojny ekonomicznej, zaś pułapkę zadłużeniową uznaje za przemyślany i zorganizowany element tej wojny. Nie ma wątpliwości, że chodzi o działania sensu stricte agresywne.

Rozpatrywanie kryzysu zadłużenia jako sztucznie wywołanego zmienia znaczenie zadłużenia, którego tradycyjne ujęcie ekonomiczne okazuje się zbyt wąskie i jednostronne. Sprawa jest godna zainteresowania w Polsce, bowiem w ostatnich miesiącach powtarzane są tezy o „dobrodziejstwie” zadłużenia, a przynajmniej jego niektórych pozycji.

Pierwsze pytanie, które wynika ze zrozumienia, że współczesny kryzys zadłużenia nie jest zjawiskiem naturalnym jest następujące: kto stworzył i pogłębia zadłużenie. Większość analityków ekonomicznych -pisze Kazakis- widzi dokładnie to, co widzą krytycy dominującej polityki: złe produkty finansowe i rozrzutną politykę rządu. Ale „dług nie jest wytworem polityki rządu, jak to postrzega jeden czy drugi, lecz podstawowym nośnikiem mechanizmu wiążącego państwo z rynkiem, zwłaszcza nośnikiem oligarchii finansowej. Jest produktem spekulacji najbardziej pasożytniczych form kapitału, jednocześnie wyrażającym utrwalanie stosunków zależności zniewalających naród i kraj”.

Pułapka prywatyzacji
„Celem muszą być doskonale wyważone relacje pomiędzy sektorem publicznym i prywatnym w celu ochrony autonomii państwa odpowiedzialnego za bezpieczeństwo swoich obywateli – którzy mając zaufanie, pozostawiają państwu administrowanie instytucją narodowej suwerenności, określanej zwykle jako pełna autonomia, która może być zniweczona przez niekorzystne tendencje wewnętrzne, bez potrzeby najazdu militarnego na «terytorium»” - stwierdzenie to Vilardos zapożycza z orzeczenia niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego. Można doszukiwać się w stwierdzeniu tym reminiscencji ordoliberalizmu lat 50 -tych (Ludwiga Erharda), ale również można wydobyć z z niego silny akcent polemiczny wobec prywatyzacji. Chodzi o rzecz wydawałoby się oczywistą: „działanie firm wyłącznie dla zysku, które jest bez wątpienia „fair” dla sektora prywatnego, nie może być uznane jako właściwe dla tych obszarów, które dotyczą całego społeczeństwa – dla interesu publicznego. Na tych „obszarach” wymagane są działania podejmowane przez rząd krajowy w celu ochrony swoich obywateli, a nie dla zysku” (tłumaczy Vilardos). I w tym fragmencie wypowiedzi greckich ekonomistów widać jasno, jak kolosalnym sprzeniewierzeniem się logice i zdrowemu rozsądkowi jest przeprowadzana w Polsce prywatyzacja majątku publicznego. Ekonomiści greccy od początku nie ulegali iluzji, że z prywatyzacji może wynikać coś dobrego. Wymóg prywatyzacji został narzucony przez tzw. „Trójkę” (MFW, EBC i UE) jako jeden z komponentów represyjnego „Memorandum” podważającego suwerenność narodową tego kraju. W Polsce trzeba było czekać kilkanaście lat, aby wreszcie dotarły do opinii publicznej wypowiedzi ekonomistów przeciwstawiających się polityce „prywatyzacji”. Grecy wiedzą, że jest to polityka grabieży i nie zamierzają tego ukrywać.

(zaloguj się aby pobrać plik w formacie pdf)

Prof. dr hab. Artur Śliwiński


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:44, 10 Cze 2013    Temat postu:

Europejskie elity oderwane od rzeczywistości

W 2010 roku większość mandatów w węgierskim parlamencie zdobyli przedstawiciele partii Viktora Orbána
Igor Janke

Rząd Orbana ma dużo większą legitymizację niż Komisja Europejska, która zarzuca premierowi Węgier niedemokratyczne działania – twierdzi publicysta.

Dla mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej, zwłaszcza za czasów komunistycznego reżimu, zachodnie struktury europejskie były marzeniem. Marzeniem o wolności, swobodzie, wolnej gospodarce, prawie do tego, by w swoim kraju, mieście, w swojej organizacji robić to, co my, Polacy, Węgrzy, Czesi, uważamy za słuszne, a nie to, co uważają władcy w moskiewskiej centrali czy domu partii.

Marzyliśmy o wolnym świecie, ceniącym różnorodność, szanującym różne tradycje.
To marzenie o wolności się ziściło. Obaliliśmy komunizm, żyjemy w wolnych krajach, a po latach starań wstąpiliśmy do wymarzonego klubu wolnych, demokratycznych, zamożnych państw. Zostaliśmy członkami prawdopodobnie jednego z najlepszych projektów politycznych w historii świata – Unii Europejskiej.
Stara Europa, leniwa i znudzona, podąża za coraz bardziej chorymi modami i trendami, które ją osłabiają
W imieniu Węgrów

Projekt jest świetny, ale – co wiedzą wszyscy – przechodzi kryzys. Gospodarczy, polityczny i duchowy. Im dłużej mój kraj należy do Unii, tym bardziej się cieszę, że do niej trafiliśmy, ale bardzo się też martwię, jak bardzo dziś ten projekt niedomaga. Jak bardzo odrywa się od swoich korzeni.
Przez ostanie dwa lata uważnie przyglądałem się temu, co się dzieje na Węgrzech, jakich zmian próbuje dokonać rząd w Budapeszcie i jak na to reaguje Europa. Nie dziwi mnie, że wielu polityków z innych państw ma inny pogląd na różne sprawy niż premier Viktor Orbán i jego partia. Nie dziwi mnie, że lewicowe elity niechętnie reagują na to, co się dzieje w Budapeszcie. Ale nie mogę pojąć, dlaczego Europa próbuje wszelkimi siłami zablokować zmiany, które przeprowadza we własnym kraju demokratycznie wybrany rząd.
Greckie słowo „demokratia” pochodzi od słowa „demos” – lud i „kratos” – władza. Demokracja polega na sprawowaniu władzy w imieniu większości ludzi, którzy zdecydowali, by tej czy innej osobie lub ugrupowaniu powierzyć władzę. Węgrzy zdecydowali w 2010 roku, by tę władzę powierzyć partii Viktora Orbána, tak samo jak cztery lata wcześniej demokratycznie zdecydowali, by oddać ją partii Ferenca Gyurcsánya.
Jasno powiedzieli, jakich chcą rządów, jakiej konstytucji, jakich podatków itp. I Orbán robi to, czego chcą od niego obywatele.

Dyktat mniejszości

W Polsce mamy przysłowia: „Syty głodnego nie zrozumie”, ale też: „Nie wszystko da się kupić za pieniądze”. Myślę, że dobrze oddają one to, co myśli dziś wielu Węgrów i Polaków. Pierwsze z tych przysłów odzwierciedla różnicę spojrzeń i aspiracji między bogatą i sytą starą Unią a narodami nowej Unii wciąż aspirującymi, marzącymi i zmagającymi się z wieloma wyzwaniami.
Jesteśmy głodni sukcesów, pragniemy wolności zbudowanej na silnym gospodarczym i demokratycznym fundamencie. Dla tego marzenia jesteśmy gotowi ciężko pracować, uczyć się i wyrzekać wielu przyjemności, bez których wielu ludzi na Zachodzie już nie wyobraża sobie życia.
Ale nie zapominamy, jak upokarzające było narzucanie nam przez komunistów ideologicznego przymusu. Ten przymus był antytezą wolności. Czuliśmy, że mniejszość, która ma karabiny, narzuca nam swoją wolę. Dziś mamy poczucie, że choć bez karabinów – mniejszość znowu chce nam czasem narzucić swoją wolę.
Wolność niesie ze sobą odpowiedzialność. Węgrzy wiedzą, kto wziął osobistą odpowiedzialność za los ich kraju. Trudno jednak powiedzieć to o instytucjach europejskich. Instytucje europejskie mają słabą legitymizację. Tymczasem te powstałe w wyniku zawiłych porozumień ponadnarodowe twory chcą dziś dyktować wybranemu demokratycznie premierowi Węgier, jak ma prowadzić politykę, jak wspomagać rodzinę i jak walczyć z kryzysem.

Unia Europejska, nad czym ubolewam, forsuje antydemokratyczne działania. Próbuje zablokować zmiany, które wprowadza we własnym kraju demokratycznie wybrany rząd. Instytucje europejskie działają więc wbrew swojemu powołaniu – nie na rzecz demokracji, ale wbrew niej.Gdyby jeszcze inne kraje fantastycznie sobie radziły, kwitły i rozwijały się, a krwawy reżim w Budapeszcie pogrążał kraj w chaosie, pewnie byłoby o czy m dyskutować. Ale dziś w chaosie jest pół Europy, a Węgry ciągle nie chcą zatonąć. Ostatnio nawet dają sygnały, że wynurzają się nad powierzchnię wody.
Podcinanie korzeni
Elity europejskie coraz bardziej odrywają się od rzeczywistości. Projekt integracyjny zawodzi, widać coraz więcej symptomów choroby tego procesu, tymczasem próbuje się go leczyć, podając jeszcze większą ilość lekarstwa, które doprowadziło go do choroby.

Kiedy strefa euro się sypie, inne kraje są przekonywane, że koniecznie muszą stać się jej członkami. Kiedy ludzie mają coraz więcej wątpliwości co do dalszej integracji, przekonuje się ich do projektu federalnego, a nawet do stworzenia Stanów Zjednoczonych Europy. Tych, którzy proponują inne rozwiązania, potępia się. Ich argumenty nie są traktowane poważnie, a dyskusja zagłuszana śmiechem i kpinami.

Kiedy jeden z krajów podkreśla, jak ważne są jego chrześcijańskie korzenie, oświecone elity w Brukseli mówią: „Jacyż oni nieeuropejscy!”. Choć to Robert Schuman, jeden z ojców założycieli Unii Europejskiej, mówił: „Demokracja albo będzie chrześcijańska, albo jej nie będzie. Demokracja antychrześcijańska jest karykaturą, która skończy się albo tyranią, albo anarchią”.

Europa odrywa się od swojej tradycji, od pielęgnowania zasad wolności i wolnej gospodarki. Obrasta biurokracją, regulacjami, usypia w dobrobycie, leniwa i znudzona podąża za coraz bardziej chorymi modami i trendami, które ją osłabiają.
Mimo to dzisiejsze elity nadające ton europejskim salonom próbują nas pouczać. Mówią nam: zostawcie swoje tradycje i przekonania, zostawcie swój model życia, a staniecie się zamożni i bezpieczni jak my.
W Europie Środkowej mamy już dość siły, by powiedzieć, że być może nasz model budowania wspólnoty jest równie dobry, a może i lepszy.

Tylko musimy zacząć wspólnie mówić o nowym kształcie Unii. Musimy wnieść do Europy więcej środkowoeuropejskiego ducha, musimy mieć więcej odwagi, by przedstawiać własne wizje i walczyć o ich realizację. Mówmy o nich głośno, dyskutujmy i spróbujmy przekonać do naszych poglądów, które być może już niedługo staną się dominującymi w Europie. Bo nastrój w Europie zaczyna się zmieniać. Według Pew Institute średnie poparcie dla Unii w ciągu roku spadło z 60 do 45 procent. To znak irytacji kryzysem, ale też braku akceptacji kierunku, w jakim zmierza Unia. Kiedy widzę milion ludzi na ulicach Paryża demonstrujących w obronie rodziny, kiedy obserwuję w Polsce niezwykłe zainteresowanie polityką Viktora Orbána, to myślę, że w Europie narasta oczekiwanie na zmianę.
Tak samo dobrzy
Do tej zmiany powinniśmy mocno przyczynić się my – obywatele państw Europy Środkowej. Dobrze bowiem wiemy, co znaczy wolność. Wiemy też, co znaczy solidarność. Unia Europejska powinna zaś być projektem nie tylko na dobre czasy. Musi ona też umieć przetrwać trudny okres. Ale do tego potrzeba odwagi myślenia i działania, potrzeba także solidarności.
Dla Węgier, jak i dla Polski, a także dla innych krajów Europy Środkowej, tylko wspólne działania dadzą szanse na odegranie większej roli w Unii Europejskiej. Działając jako silny blok, możemy wpłynąć na bieg wydarzeń w Unii i zadbać o własne interesy. Ta współpraca istnieje, ale w moim przekonaniu jest ciągle zbyt słaba. Warto pracować nad tym, by stała się lepsza. Wymaga to jednak odwagi i ciężkiej pracy. Także – a może przede wszystkim – w moim kraju, Polsce.

Autor jest prezesem Instytutu Wolności

Tekst wygłoszony na konferencji „Interes narodowy w centrum uwagi – węgierski model w zmieniającej się Europie”, która odbyła się w Budapeszcie z udziałem m.in. Viktora Orbána i byłego premiera Hiszpanii José Marii Aznara


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:04, 16 Cze 2013    Temat postu:

Paweł Kukiz opublikował na Facebooku dramatyczny list.
Przyjaciele,
próbowałem różnych dróg . Pokojowych, ugodowych .... Nie ma szans. Nie da rady. Mówię o zmianie ordynacji wyborczej na jednomandatową. System -od lewa do prawa -trzyma się partiokracji jak tonący brzytwy. Politycy -za pośrednictwem swoich mediów- zrobiły ze mnie praktykującego alkoholika, homofoba, faszystę, dewianta. Wszystkie. Od prawa do lewa. Ogłoszono również, że "idę do żłoba", do władzy, po pieniądze. Ogłoszono, ze zrezygnowałem z muzyki. A ja tylko zmieniłem nazwę zespołu. Cały czas żyje muzyką. OŚWIADCZAM, ŻE NIE ZAMIERZAM KANDYDOWAĆ W WYBORACH, NIE MAM ZAMIARU W JAKIKOLWIEK SPOSÓB PARTYCYPOWAĆ WE WŁADZY I POBIERAĆ ZA TO WYNAGRODZENIE. OŚWIADCZAM RÓWNIEŻ, ŻE MAM DLA KOGO ŻYĆ A W ZWIĄZKU Z TYM NIE PLANUJĘ SAMOBÓJSTWA.
Przeczytaj także:
• "Tusk złożył karierę na ołtarzu Ojczyzny"
• PiS z największą przewagą nad PO. Koalicja z SP możliwa.
Sukcesorzy "Magdalenki" robią wszystko by mnie osłabić, zdyskredytować, pozbawić środków do życia. Podobnie uczyniono ze ś.p. generałem Petelickim. Kiedy wystąpił z żądaniem naprawy Armii Polskiej, kiedy zaczął atakować rząd Tuska za fatalny stan bezpieczeństwa Państwa, natychmiast za pośrednictwem "zaprzyjaźnionych" mediów zrobiono z Niego człowieka obłąkanego i agenta GRU. Żeby zniszczyć. Pozbawić wpływów i pieniędzy. Myślę, ze strzelił do siebie sam ale broń naładowały Mu media. Ja się nie poddam. Nie mają szans. Chyba, że po prostu mnie zlikwidują.
Próbowałem różnych dróg. Poszły petycje do Kancelarii Premiera i Kancelarii Prezydenta. ZERO odpowiedzi. Nic. Echo. Mało tego - prezydent nie chciał spotykać sie ze mną, przedstawicielem wielu środowisk obywatelskich, w tym Zmieleni.pl ( prawie 200 tysięcy sympatyków). Czy znaczy to, że nie jestem Polakiem ? A może źle zrozumiałem jego sztandarowe hasło "Zgoda buduje" . Ja myślałem, że "zgoda" to "harmonia" a okazało się, że chodzi mu o to aby Obywatel zgadzał się NA TO i Z TYM, co on i jego platformiani koledzy nakażą. Taką "zgodę" sami sobie budujcie, pomiędzy waszymi partyjnymi klanami. Beze mnie. Bez nas.
Próbowałem z "Solidarnością". Niestety, według moich obserwacji Związek jest wewnętrznie podzielony. Południe Polski - a szczególnie "Solidarność Ślasko-Dąbrowska " i "Dolnośląska" -to region, gdzie NSZZ "Solidarność" nie zapomniała o korzeniach z lat 80 tych. Gdzie priorytetem było dobro wszystkich Obywateli a sensem i podstawą działania Polska Rzeczpospolita. Gdzie indziej jest już znacznie gorzej. Szczególnym nieszczęściem dla Związku są te Regiony, w których partukularny interes "baronów" i ich partyjnych mocodawców bierze górę nad naszym wspólnym, ogólnonarodowym interesem. Jeszcze nie będę po imieniu wskazywał tych, dla których moja Święta "Solidarność" jest jedynie trampoliną do Sejmu czy Europarlamentu. Ale i na to przyjdzie czas. Jedno pewne - pośród postulatów "Solidarności" nie ma tego najważniejszego dla nas - zmiany ustroju politycznego Polski. Zmiany ordynacji wyborczej na jednomandatową, gruntownej reformy "wymiaru sprawiedliwości". Łączy nas z "Solidarnością" postulat zmiany ustawy o referendum ogólnokrajowym ale to stanowczo za mało aby całkowicie oddać się Związkowi.
Dlatego też musimy w sposób bardziej zorganizowany i autonomiczny dążyć do zmiany sytuacji społeczno-politycznej naszej Ojczyzny. Jesteśmy w trakcie formalizowania Federacji Ruchów Obywatelskich. Federacji, która pomoże skoordynować działania trzech głównych grup - Stowarzyszeń żądających gruntownej reformy sądów i prokuratury, Stowarzyszeń żądających zmiany ordynacji wyborczej na jednomandatową oraz Zespołu Eksperckiego, który zajmie się pracą nad nową Konstytucją, dającą Obywatelom demokratyczne zasady wyboru swoich przedstawicieli i instytucję sprawnej władzy wykonawczej w postaci silnego Prezydenta. Zespół ten szczególną uwagę zwróci na ludzi młodych dlatego też w jego skład wejdą liderzy samorządowych środowisk studenckich.
Zwyciężymy. Wygramy Polskę. Wierzę.
Siła i Honor !
Paweł Kukiz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:10, 16 Cze 2013    Temat postu:

KRAJ TEN JUŻ NIE ISTNIEJE" !!!- a polski żołnierz dalej na wojnie

Odwołany rosyjski ambasador w Libii, Wladimir Chamow, odpowiadając w wywiadzie na pytanie czy Kadafi uciskał swoich obywateli, powiedział:

„O jakim ucisku mówimy? Libijczykom hojnie przyznawano kredyty na 20 dwadzieścia lat bez odsetek na budowę domów, litr benzyny kosztował około 10 centów, jedzenie nie kosztowało nic, a nowy jeep KIA z Korei Południowej można było kupić za zaledwie $7500. Kraj ten już nie istnieje .”

Jaki są znane fakty i liczby o Libii i jej przywódcy?

* PKB per capita = $14,192
* Każda rodzina otrzymuje rocznie pomoc = $1,000
* Bezrobotny otrzymuje $730 miesięcznie
* Miesięczna pensja pielęgniarki w szpitalu = $1,000
* Każdy noworodek = jednorazowo $7,000
* Po zawarciu małżeństwa każda para = $64,000 na zakup mieszkania
* Na założenie własnej działalności jednorazowo = $20,000
* Zakaz wysokich podatków i ceł
* Darmowe edukacja i opieka zdrowotna
* Edukacja i staż za granicą opłacane przez państwo
* Sieci sklepów dla dużych rodzin z symbolicznymi cenami na podstawowe art. Spożywcze
* Surowe kary za sprzedaż przeterminowanych produktów, w niektórych przypadkach areszt
* Liczne apteki z darmowymi lekami
* Podrabianie leków uważane za groźne przestępstwo
* Nie ma opłat za czynsz
* Nie ma opłat za energię elektryczną
* Zakaz sprzedaży i używania alkoholu, prawo „prohibicji”
* Pożyczki na zakup samochodu i mieszkania bez odsetek
* Zakaz usług w zakresie nieruchomości
* Osoba kupująca auto, do 50% ceny płaci państwo, w przypadku milicji = 65%
* Paliwo tańsze od wody: 1l. paliwa = $0.14. Zysk ze sprzedaży ropy wydawany dla dobra społeczeństwa i podnoszenie standardu życia
* Kadafi zgromadził ponad 143 t złota. Planował wprowadzić strefę bezdolarową i używać złoty dinar, zamiast waluty w rachunkach z innymi państwami
* Duże sumy wydawane na irygację z wód gruntowych, w ilości około 100 odpływów z Nilu. Ze względu na skalę tego projektu nazwano go „ósmym cudem świata.” […] Jest to tzw. „zielona rewolucja.” która rozwiązuje wiele problemów żywnościowych w Afryce, a Libii zapewnia stabilność i niezależność ekonomiczną.
* W 2010 r. Kadafi złożył wniosek w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ o śledztwo ws. okoliczności ataku USA i NATO na Irak, oraz postawienie przed sądem winnych masowych zbrodni. Przedłożył projekt rezolucji ws. odszkodowania byłych państw kolonialnych byłym koloniom za eksploatację w okresie kolonialnym […]

[link widoczny dla zalogowanych]ąpić-permanentną-rewolucję


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 8:55, 17 Cze 2013    Temat postu:

Zbrodniarz “Enej” i grupa Enej

Olsztyński zespół Enej nagrodzony SuperJedynką w kategorii SuperPrzebój na festiwalu w Opolu nosi nazwę będącą pseudonimem ukraińskiego zbrodniarza - Petro Olijnyka pseudonim „Enej”. Kim był? Petro Olijnyka pseudonim „Enej” – pułkownik UPA, w 1943 kierował masowym ludobójstwem na Wołyniu. Mordował Polaków.

Witold Gadowski na portalu wpolityce.pl pisze: “O, myślę sobie, to w polskich stacjach radiowych, należących m.in. do Niemców, takie teraz wiatry. Dwóch Ukraińców tworzy w Polsce zespół i nadaje mu nazwę będącą pseudonimem ukraińskiego zbrodniarza, a cała Polska tańczy w rytm tej muzyki? Przecież, to gadanie o prymitywnej, mało znanej, ukraińskiej ‘Eneidzie” jest funta kłaków niewarte. Gówniarze muszą mieć niezły ubaw patrząc na tłumy podrygujących, w takt ich muzyki, Polaków. Ponoć wygrali nawet jakiś wielki konkurs w którejś z prywatnych stacji telewizyjnych w Polsce. Ciekawe?”Więcej na: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jacek-50




Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 66
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:47, 17 Cze 2013    Temat postu:

..."Petro Olijnyka pseudonim „Enej” – pułkownik UPA, w 1943 kierował masowym ludobójstwem na Wołyniu. Mordował Polaków. .."
Szanowny Panie mryski, co Pan sądzi o wypowiedzi prof.Nałęcza ponoć historyka, który na spotkaniu z Kresowiakami puczał Ich, kto mordował na Wołyniu. Powiedział ,że cyt."ludnosć była niepolska,a Żydów mordowali Niemcy,a nie Ukraińcy.Całość w artykule:
[link widoczny dla zalogowanych]
-mordowal-na-wolyniu.html
Ciekawy jestem opinii na temat tej wypowiedzi.Bo osobiscie do obu historyków
z Polskiego "Bialego Domu"nie mam zaufania.Przypomniało mi się ,że w
"Krzyżakach" Sienkiewicza jest charakterystyczny epizod, kiedy giermek Hlawa, słuchając arogancji i kłamstw jednego z Krzyżaków, pochwycił go mocno "(...) za brodę, zadarł mu głowę i rzekł: »Jeślić nie wstyd łgać wobec ludzi, spójrz w górę, że to i Bóg cię słyszy!« I trzymał go tak przez tyle czasu, ile trzeba na zmówienie »Ojcze nasz« (...)". Dedykuję ten cytat panu prof.Nałęczowi jego protektorom, mocodawcom oraz domniemanym zwierzchnikom.
Czekam panowie na wasze wypowiedzi. Naszym kolegom z okolic Żagania na spotkaniu też w podobny sposób odpowiedziano ,że słuzyli innej Ojczyżnie.Zbieg okoliczności? Nie uwierzę.Pamiętajmy,że .."Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości.J.Piłsudski'.Pamiętajmy
o tym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:55, 18 Cze 2013    Temat postu:

My Polacy, którzy mają świadomość i znają historię polskich Kresów Wschodnich i Małopolski za tamtego okresu musimy propagować i przypominać prawdę. Prawdę o ludobójstwie ludności polskiej dokonanej przez dużą część Ukraińców. Ludność polska pozbawiona niemal całej inteligencji i warstw przywódczych nie była w stanie skutecznie przeciwstawić się i zorganizować obronę. Czas działa na naszą niekorzyść. Może być tak że wkrótce propaganda sterowana przez polakożerców i ich sługusów w Polsce zamieni ofiary polskie na żydowskie a ukraińskich katów zamieni na tzw. “polskich nazistów”. Wzrosną wtedy wobec nas żądania finansowe.
Pamiętajmy o tym 11 lipca i weźmy udział w uroczystościach.
Niestety, nie możemy liczyć ani na prezydenta, ani na premiera, ale również i na PSL, chociaż to tam na kresach ginęli polscy chłopi. Pan Piechociński dla dobra koalicji też zapomina, ale jaki z niego chłop.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mryski dnia Wto 21:57, 18 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:45, 21 Cze 2013    Temat postu:

Dlaczego w Niemczech powstał ten film?
Bohaterski Wehrmacht wkroczył do Polski w 1939 r. z powodów humanitarnych, aby ukrócić falę narastającego antysemityzmu Polaków. Mimo wysiłków sił okupacyjnych, po lasach grasowały nadal bandy nacjonalistycznej tak zwanej Armii Krajowej, dokonując kolejnych zamachów na ludność żydowską, dla własnego bezpieczeństwa skoncentrowaną przez nazistów w gettach. Absurd? Niby tak, ale czy nie do takiego opisu historii dążą Niemcy, systematycznie rozmywając własną odpowiedzialność za II wojnę światową?

Do jakiego opisu historii dążą Niemcy?
Czytaj także wcześniejsze felietony Łukasza Warzechy

Komu się wydaje, że Berlin nie kreuje własnej polityki historycznej, ten musi być ślepy albo głupi. Albo jedno i drugie. Komu się wydaje, że serial „Nasze matki, nasi ojcowie” to pierwsza filmowa próba przestawienia widzenia II wojny na inne tory, ten również się myli.











Oto jeden z najlepiej opłacanych hollywoodzkich aktorów wciela się w rolę pułkownika Wehrmachtu. Wygląda zabójczo przystojnie w niemieckim mundurze, z przepaską na oku, gdy planuje w gronie zaufanych kolegów zamach na Adolfa Hitlera. Film trzyma w napięciu nawet tych, którzy doskonale wiedzą, jak to się skończy. Bomba w teczce wybuchnie, ale z powodu ustawienia jej w złym miejscu, Hitler wyjdzie z zamachu niemal bez szwanku, a główny inspirator spisku po błyskawicznym procesie zostanie rozstrzelany. Przed śmiercią zdąży jeszcze krzyknąć „Niech żyją święte Niemcy!”.

Claus von Stauffenberg – bo o nim mowa – w „Walkirii” całkiem dobrze przedstawiony przez Toma Cruise’a, ma w Niemczech status narodowego bohatera. Jego legenda jako zagorzałego przeciwnika narodowego socjalizmu jest systematycznie pielęgnowana i wzmacniana. Poświęcony mu obelisk (współfinansowany przez stronę niemiecką) stoi nawet w Wilczym Szańcu, w Polsce, na terenie dawnej kwatery Hitlera, gdzie doszło do nieudanego zamachu.

Jednak każdy, kto choć trochę zainteresował się postacią Stauffenberga i jego motywacjami, wie o jego listach do żony. Mówiąc delikatnie, niemiecki bohater nie prezentuje się w nich jako szczery demokrata czy zaprzysięgły antynazista. Pojawiają się w nich niezwykle pogardliwe określenia wobec okupowanych narodów, w tym Polaków. Zaś motywacja, którą kierował się Stauffenberg organizując zamach, jest całkiem jasna: zapobiec całkowitemu upadkowi Niemiec. Pułkownik chciał zabić Hitlera nie z powodu zlecanych przez niego mordów na Polakach czy Żydach, ale po prostu dlatego, że Hitler ciągnął Niemcy ku zagładzie. Gdyby zamach się powiódł, a władzę w kraju przejęli spiskowcy, kto wie, czy w wyniku negocjacji z aliantami Polska nie pozostałaby choćby częściowo pod niemiecką okupacją.

Film nie został zrealizowany za niemieckie pieniądze, był amerykańską produkcją, a proszone o pomoc niemieckie instytucje początkowo były niechętne głównie ze względu na przynależność Cruise’a do sekty scjentologów. Z czasem jednak projekt zyskiwał przychylność i wsparcie – z opisanych wyżej powodów. W końcu filmowcom udostępniono nawet oryginalne lokalizacje, przed czym początkowo bardzo się wzbraniano.

Był również niemiecki serial „Gustloff – rejs ku śmierci” o dramatycznej ewakuacji uciekinierów z Prus Wschodnich zimą 1945 roku na niegdyś luksusowym liniowcu. Rejs zakończył się największą w dziejach katastrofą morską, w której utonęło ponad 9500 osób. Bardzo to poruszające, ale brak tu kontekstu i miary. Nie byłoby katastrofy, gdyby nie było ucieczki, nie byłoby ucieczki, gdyby nie było wojny, a wojny by nie było, gdyby znaczna część spośród pasażerów „Gustloffa” kilkanaście lat wcześniej radośnie nie wsparła Adolfa Hitlera, a następnie nie akceptowała jego zbrodniczej polityki.

Bractwo „Białej róży” także doczekało się filmu, także produkcji niemieckiej. Poruszająca historia Sophie Scholl i jej kilkorga młodych, idealistycznych przyjaciół, którzy chcieli zwalczać nazizm za pomocą ulotek, została pokazana w obrazie „Sophie Scholl – ostatnie dni”. Jest z tym jednak pewien problem: Scholl i jej towarzysze, skazani przez Trybunał Ludowy na śmierć, należeli do ułamka promila niemieckiego społeczeństwa, który chciał walczyć z narodowym socjalizmem z powodów ideowych. Gloryfikowanie ich motywacji i postawy jest zrozumiałe, ale grozi zachwianiem proporcji. Film z 2005 roku pokazuje członków bractwa, ale znacznie mniej zajmuje się otaczającym ich morzem chętnych sprzymierzeńców Hitlera: zwykłych Niemców, którzy na ulotki Sophie Scholl reagowali całkowitą obojętnością lub donosami na Gestapo.

„Nasze matki, nasi ojcowie” to tylko kolejny klocek w tej układance, której celem jest zrelatywizowanie niemieckiej winy. Jak zatem miałby wyglądać opis II wojny światowej według scenariusza, który państwo niemieckie poprzez swoje elity bardzo konsekwentnie realizuje?

Po pierwsze – nie bardzo wiadomo, kto wspierał Hitlera w dojściu do władzy. Jacyś Niemcy – chyba tak, ale nigdy nie ci, których pokazuje dziś niemiecka kultura popularna. A jeśli już ktoś się do tego przyznaje, to od razu zastrzega, że poniósł go ogólny entuzjazm, że inni zachowywali się tak samo i że on sam nic nie wiedział o zbrodniach. A gdyby nawet wiedział, to by nie uwierzył. A gdyby uwierzył, to nic by nie mógł zrobić.

Po drugie – owszem, istniały zbrodnicze nazistowskie formacje (uwaga: nazistowskie, nie niemieckie, podobnie jak obozy koncentracyjne), przede wszystkim SS ze wszystkimi jej odgałęzieniami, ale nie wiadomo, kto do nich należał. Może jakieś krasnoludki? Wehrmacht natomiast był normalną armią i nie ma na sumieniu żadnych zbrodni.

Po trzecie – owszem, naziści mordowali przede wszystkim Żydów (Polacy niemal się w tym kontekście nie pojawiają), ale przecież także w Polsce był antysemityzm. No i Polacy wydawali Żydów za pieniądze. Więc właściwie byli tak samo winni jak naziści.

Po czwarte – owszem, wojnę wywołali naziści (przypominam: nie Niemcy, lecz beznarodowi naziści), ale cierpienie jednostek ma taką samą miarę. Tak, Żydzi i być może nawet jacyś Polacy cierpieli w czasie wojny, ale potem cierpieli zwykli Niemcy, wypędzani ze swoich rodzinnych stron czy tonący po storpedowaniu „Gustloffa”. Tu cierpienie i tu cierpienie, więc jest równowaga. A zatem nie ma wyraźnej winy po żadnej ze stron.

To cztery główne wątki niemieckiej wersji historii. Możemy oczekiwać kolejnych spektakularnych realizacji filmowych, może nowych powieści czy filmów dokumentalnych, realizujących ten scenariusz. Po co? To chyba oczywiste. Odpowiednia interpretacja historii – nawet nie oparta na prostym kłamstwie (choć takich w „Naszym matkach, naszych ojcach” też trochę jest), a na równie skutecznym manipulowaniu proporcjami i kontekstem – jest elementem polityki państwa. Rola Niemiec w Europie po II wojnie światowej aż do dziś jest w jakimś stopniu warunkowana obciążeniem, jakim są zbrodnie II wojny światowej i odpowiedzialność całego narodu za wspieranie przez lata Hitlera (w tym wypadku wyjątkowo działa odpowiedzialność zbiorowa). Mówiąc najprościej: Niemcom wciąż wolno mniej, co doskonale było widać choćby w czasie ostatnich zawirowań finansowo-gospodarczych w strefie euro. Gdyby nie powojenny status Niemiec, Berlin byłby zapewne znacznie brutalniejszy i wobec Grecji, i wobec Cypru. Tak, istnieje tu całkiem realne przełożenie i związek tych dwu pozornie odległych od siebie sfer. Jest w pełni naturalne, że Niemcy chcą się tego ograniczenia pozbyć. I dzieje się to także naszym kosztem, bo winę trzeba na kogoś rozłożyć.

Jaka jest polska odpowiedź? Dofinansowanie z publicznej kasy „Pokłosia”. Jak miał powiedzieć kanclerz Otto von Bismarck: „Pozwólcie Polakom rządzić, a sami się wykończą”.

Łukasz Warzecha specjalnie dla WP.PL


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mryski dnia Pią 18:48, 21 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna -> PRZECZYTANE W PRASIE I W INTRNECIE
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 2 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
Regulamin