Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna Nasze Forum "VOX MILITARIS"

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ważne aktualności
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna -> PRZECZYTANE W PRASIE I W INTRNECIE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
julevin




Dołączył: 15 Sty 2008
Posty: 790
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:19, 17 Lis 2012    Temat postu: Oświadczenie żony śp. generała B. Kwiatkowskiego.

Jak informuje Nasz Dziennik Krystyna Kwiatkowska, wdowa po gen. Bronisławie Kwiatkowskim, szefie Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych, który zginął pod Smoleńskiem, apeluje o powołanie międzynarodowej komisji do zbadania katastrofy. Publikacji jej oświadczenia w tej sprawie odmówiła Polska Agencja Prasowa.
My nie unikamy tematu smoleńskiego, kierujemy się poczuciem sprawiedliwości, pamięci i szacunku dla wszystkich ofiar tamtej potwornej katastrofy i będziemy robić wszystko, by prawda ujrzała światło dzienne.
Publikujemy list wdowy po generale Wojska Polskiego ponieważ utożsamiamy się z jej słowami:” To, co dzieje się przez ostatnie 30 miesięcy od katastrofy przekracza wszelkie granice”..
W wywiadzie udzielonym ND wdowa po śp. Generale B. Kwiatkowskim mówi: ”cóż, byliśmy potrzebni, jak Mąż był potrzebny Ojczyźnie….pewnie są jeszcze zdziwieni, że się odzywam. Ale, jak widać, nie mam prawa nawet wiedzieć, dlaczego nie ma mojego Męża. Pan premier prawie wszystko utajnia, tak, jakby mój Mąż był jego własnością”.
Jaka gorzka jest ta prawda.
Julian Lewiński
Czytaj całość: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:47, 06 Sty 2013    Temat postu:

Zamiast życzeń Noworocznych
Taki to polski obyczaj. Wszyscy, wszystkim życzą czegoś najlepszego, nie zawsze wierząc w możliwość ich realizacji. W ten ton dokładnie wpada pan Łukasz Warzecha, który dokonuje jednocześnie oceny możliwości spełnienia.
Oto ten tekst:

Jeśli 2013 ma być lepszy niż nawet premier przypuszcza, to może lepiej już teraz zaszyć się w jakimś schronie
Felieton ukazał się w dzienniku "Fakt"
Nie oszukujmy się: życzenia noworoczne na ogół się nie spełniają, zwłaszcza te dotyczące Polski jako całości. Co roku życzymy sobie, żeby było lepiej, tymczasem w najlepszym razie wszystko zostaje po staremu. Lub się pogarsza.
Podczas pogawędki, jaką uciął sobie premier Tusk z konferansjerem TVN24 na Twitterze, szef rządu zwrócił się do obserwujących w te słowa: „Życzę wszystkim, żeby 2013 był lepszy niż ktokolwiek przypuszcza, nawet ja! Żeby był rokiem Polski”. Zabrzmiało groźnie. Jeśli 2013 ma być lepszy niż nawet premier przypuszcza, to może lepiej już teraz zaszyć się w jakimś schronie.
Cóż, dla mnie i wielu innych Polaków 2013 rok na pewno lepszy nie będzie, przynajmniej finansowo, właśnie dzięki panu premierowi, którego rząd znacząco podwyższył podatki. Już od stycznia możemy zacząć zbierać dodatkowe tysiące, które trzeba będzie w kwietniu 2014 roku oddać fiskusowi. Nie wliczam w to pieniędzy, które mają szansę zedrzeć z nas łupieżcy z Głównej Inspekcji Transportu Drogowego ani kasy z podatków pośrednich.
Nie jest jednak przyjemnie na początek nowego roku tylko narzekać. Nie mam też ochoty składać Państwu – moim Czytelnikom – standardowych życzeń, mieszczących się w ogólnych granicach prawdopodobieństwa, jak życzenia Donalda Tuska, przekazane na Twitterze. Zamierzam zerwać z minimalizmem i napisać nie tylko, czego bym Państwu i sobie życzył na nowy rok, ale w ogóle. Licząc na to, że może część tych życzeń choć zacznie się w 2013 roku spełniać.
Po pierwsze – życzę, żeby polska polityka uległa gruntownemu odnowieniu. Niestety, nie da się tego osiągnąć bez zniknięcia z niej niektórych osób. Życzę zatem, żeby zniknął premier, którego głównym zajęciem jest haratanie w gałę, wymyślanie – wspólnie z ministrem finansów – nowych podatków i robienie wrażenia, że wszystko jest świetnie. Razem z premierem mogłaby zniknąć grupa jego kumpli, których wyróżnia specyficzny knajacki wdzięk lub którzy mają wyraźne problemy natury psychiatrycznej.
Są w Platformie ludzie, którzy mogliby Tuska doskonale zastąpić, wnosząc do polskiej polityki mniej perfidii, chamstwa, a więcej chęci porozumienia.
Z drugiej strony sceny zmiana też jest potrzebna. Z Jarosławem Kaczyńskim wiąże się bolesny paradoks: z nim chyba nic się już opozycji nie uda, a bez niego nie uda się tym bardziej. Prezes PiS nie wychował sobie następcy, a niemal wszyscy, którzy myśleli samodzielnie, są już poza jego ugrupowaniem. Życzę zatem, żeby pojawił się w końcu po stronie opozycji ktoś będzie mógł przejąć pałeczkę od lidera Prawa i Sprawiedliwości, pozwalając mu odejść na zasłużony odpoczynek.
Życzyłbym także, aby zawaliła się Unia Europejska. To znaczy, broń Boże, nie cała! Ale wszystko to, co na niej w ostatnich latach narosło, a co nie pozwala jej być tym, czym miała być: porozumieniem wolnych narodów, złączonych wspólnym interesem gospodarczym i – w ograniczonym stopniu – politycznym. No i oczywiście życzę, aby nasze wejście do euro odwlekło się tak bardzo, iż na koniec stałoby się bezprzedmiotowe. Jest życie poza unią walutową, proszę mi wierzyć.
Życzę, żeby dla dziennikarzy chodzenie na partyjnym pasku oznaczało koniec kariery oraz aby odbiorcy karali brutalnie za brak niezależności, wchodzenie władzy wiadomo gdzie, za manipulacje i prymitywne chwyty, a nagradzali za niezależność myślenia.
Życzę wyborcom, żeby mieli pamięć dłuższą niż miesiąc wstecz. Żeby pamiętali, co się im obiecuje i żeby z tego bezwzględnie rozliczali.
Życzę wreszcie, żebyśmy wszyscy rozumieli i pamiętali, że państwo mamy tylko jedno. Obojętnie, jak bardzo nie cierpimy „tych drugich”, musimy z nimi w tym państwie żyć. To nie znaczy, że musimy ich dopieszczać i szczerze pokochać. Na razie wystarczy, jeśli przestaniemy marzyć, żeby zniknęli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Podobin




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 66 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 15:19, 06 Lut 2013    Temat postu:

Nasz Dziennik w dniu 5.02.2013 r donosił:Poseł Tomczak będzie sądzony. W 2000 roku przesunął meteoryt przygniatający rzeźbę papieża
Po 12 latach wraca sprawa byłego posła Witolda Tomczaka. W 2000 roku uszkodził on instalację Maurizio Cattelana przedstawiającą papieża przygniecionego meteorytem, w galerii Zachęta. Prawicowy polityk usunął wówczas głaz, a teraz odpowie przed sądem, o czym donosi "Nasz Dziennik".

Czytaj całość: [link widoczny dla zalogowanych]
W związku z zaistniałą sytuacją Stowarzyszenie Klub Inteligencji Polskiej, zdecydowanie sprzeciwiając się tego typu praktykom, wydaje poniższe oświadczenie:KLUB INTELIGENCJI POLSKIEJ Warszawa, dn. 06. 02. 2013.r.
ul. Jasna 1,(pok. 216), 00-016 Warszawa
[link widoczny dla zalogowanych]
KRS 0000409982, REGON:145987962



OŚWIADCZENIE
KLUBU INTELIGENCJI POLSKIEJ

w sprawie znieważenia postaci Papieża Jana Pawła II na wystawie w warszawskiej
Zachęcie w 2000 r.

W 2000 r. w warszawskiej Zachęcie miało miejsce karygodne znieważenie postaci polskiego Papieża Jana Pawła II. Prezentowano tam Jego powaloną figurę przywaloną wielkim głazem, na tle naszych barw narodowych. Fakt ten wzbudził liczne protesty i była to wówczas głośna sprawa. Dziś powraca się do niej na nowym etapie walki z Kościołem oraz z tym co dobre i święte. W tej sprawie przedstawiamy więc swoje stanowisko i znacznej części naszego społeczeństwa.

1. Autor uwłaczającej postaci powalonego polskiego Papieża Jana Pawła II, wystawionej w warszawskiej galerii – Zachęcie, obrażał polskie uczucia narodowe i religijne. Zgodnie z Art. 196 Kodeksu Karnego podlega karze do lat dwu i powinien z urzędu zostać pociągnięty do odpowiedzialności.

2. Zarówno autor uwłaczającej postaci Papieża, jak również organizator tej wystawy i dyrekcja Zachęty nie tylko obrażali uczucia narodowe i religijne, ale wbrew powołaniu galerii, podważali dobro kultury będące źródłem tożsamości narodu polskiego i jego rozwoju. Naruszyli tym samym postanowienia Art. 6 ust. 1 Konstytucji RP. Działali ze szczególną premedytacją kontynuując wystawę, pomimo licznych protestów społecznych.

3. Wobec utrzymywanej nadal bezkarnie ekspozycji, o charakterze prowokacyjnym, obrażającej podstawowe wartości narodowe, religijne i kulturalne większości naszego społeczeństwa, poseł Witold Tomczak, działając z mandatu społecznego, w sytuacji wyższej konieczności obrony najwyższych wartości, dokonał w ich obronie naruszenia uwłaczającej nam figury. W efekcie ekspozycja została zamknięta i urąganie naszym podstawowym wartościom powstrzymane. Za taką postawę wyrażamy Panu posłowi Witoldowi Tomczakowi podziękowanie i cześć.

4. Budzi zdziwienie i niepokój fakt, że Sąd Rzeczypospolitej Polskiej, po dwunastu latach od wydarzenia, podejmuje tę sprawę i kieruje ją nie przeciwko winowajcom, ale przeciwko byłemu posłowi Witoldowi Tomczakowi. Wydaje się, że sprawa powinna zostać oddalona z oczywistego braku znamion przestępstwa z jego strony. Oczekujemy, że niezawisły Sąd Rzeczypospolitej uwzględni konieczną obronę naszych dóbr najwyższych.

Prezes ZG KIP dr Dariusz Grabowski

Sekretarz Generalny KIP Marek Toczek

Wiceprezes ZG KIP dr Krzysztof Lachowski

Wiceprezes ZG KIP prof. dr hab. inż. Włodzimierz Bojarski


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Podobin




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 66 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 21:09, 26 Gru 2013    Temat postu:

Przesyłajcie życzenia marynarzom, bo wkrótce ich już nie bedzie.

Od nowego roku z Gdyni zniknie jedna z działających tam, najbardziej prestiżowych instytucji. Z dniem 1 stycznia 2014 r. likwidacji ulega Dowództwo Marynarki Wojennej a jego zadania przejmuje i następcą prawnym zostaje Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych.

Oznacza to, że dowództwo Marynarki Wojennej mieścić się będzie od teraz w Warszawie. W poniedziałek, 30 grudnia, w Porcie Wojennym w Gdyni Oksywiu odbędzie się uroczystość przekazania obowiązków Dowódcy 3 Flotylli Okrętów oraz rozformowania Dowództwa Marynarki Wojennej. W uroczystości udział weźmie Dowódca Marynarki Wojennej admirał floty Tomasz Mathea.

Oto jedno z osiągnięć prezydenta Komorowskiego i jego wiernego giermka o nazwisku KOZIEJ.
Teraz pozostanie tzw. GENERALNY BAŁAGAN.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:12, 05 Mar 2014    Temat postu:

Szef BBN: NATO nie może milczeć. Grozi nam konflikt u granic

Cały tekst: [link widoczny dla zalogowanych]

[i]Sojusz musi zareagować. A jak
?

To oczywiście będzie zależało od wspólnej decyzji wszystkich państw - mówi Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Wydarzenia na Krymie to pełzanie w stronę większej interwencji, wystąpienie Putina do parlamentu w sprawie użycia wojsk nie zmienia istoty sprawy, to element wojny informacyjnej - ocenił w rozmowie z PAP szef BBN Stanisław Koziej. Podkreślił on, że sytuację na Ukrainie trzeba postrzegać w dwóch aspektach - relacji między władzami centralnymi i władzami Krymu oraz w aspekcie obecności rosyjskich wojsk w bazie na Krymie.

- Władze centralne Ukrainy nie uznają zmian dokonanych we władzach krymskich, jest konflikt. To jeden wymiar problemu, który trzeba rozwiązać, jeśli ma być względny spokój - powiedział szef BBN. Dodał, że "bardzo niepokojący aspekt to obecność rosyjskiej Floty Czarnomorskiej i rosyjskie interesy dotyczące Krymu, ale i całej Ukrainy. Widać, że Rosja jest zdeterminowana bronić swojej pełnej swobody do operowania militarnego z wykorzystaniem bazy na Krymie nie tylko do operacji morskich, ale i powietrznych, w tym zapewniających łączność z Rosją".
Jednym słowem panika przedwyborcza i wskazywanie "obrońców".[/i]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:18, 12 Mar 2014    Temat postu:

Prawie połowa piratów drogowych unika punktów karnych za prędkość. Sposób - nie ujawnić, kto kierował samochodem

40 proc. kierowców złapanych na przekroczeniu prędkości odmawia wskazania, kto kierował pojazdem i dzięki temu nie dostaje punktów karnych. Najwyższa Izba Kontroli alarmuje, że konieczna jest zmiana przepisów.
xxxxxxxxxxxxxxxx

Trybunał Konstytucyjny: musisz wskazać, kto siedział za kierownicą twojego samochodu. Przeciwnie – grzywna

Grzywna, jaką musi zapłacić właściciel pojazdu w przypadku, gdy nie wskaże stróżom prawa, kto kierował jego autem w chwili, gdy dopuszczono się wykroczenia drogowego, jest zgodna z konstytucją – orzekł Trybunał Konstytucyjny przekreślając nadzieję wielu osób, które liczyły, że w ten sposób wymigają się od wysokich kosztów mandatów

Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mryski dnia Śro 18:20, 12 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 11:17, 29 Mar 2014    Temat postu:

NIE BĘDZIE POJEDNANIA BEZ PRAWDY.
KS. TADEUSZ ISAKOWICZ-ZALESKI
Kości wielu obywateli polskich są za Bugiem rozsypane po lasach i jarach lub leżą nadal w dołach śmierci. Upamiętnienie ich hamowane jest często naciskami politycznymi
Konflikty pomiędzy sąsiadującymi ze sobą Polakami i Ukraińcami (do XIX w. nazywanymi Rusinami) mają tysiącletnią historię. Aby ją opisać, trzeba byłoby sięgnąć aż do roku 981, kiedy to książę kijowski Włodzimierz najechał państwo Mieszka I, odrywając od niego Grody Czerwieńskie. Albo też do roku 1340, kiedy to król Kazimierz III Wielki ową ziemię przyłączył z powrotem do Polski. Trzeba byłoby pisać o kolejnych uniach polsko-litewskich, a zwłaszcza o tej zawartej w Lublinie w 1569 r., kiedy to większość terenów obecnej Ukrainy przeszła z Wielkiego Księstwa Litew¬skiego do Królestwa Polskiego. Opisania wymagałyby powstania kozackie, w tym zapomniana dziś rzeź humańska z 1768 r. (wymordowano wówczas dziesiątki tysięcy Polaków i Żydów), rozbiory, polskie powstania narodowe, włącznie ze zwycięskim powstaniem Orląt Lwow¬skich w 1918 r., traktat w Rydze, pakt Ribbentrop-Mołotow, akcja „Wisła" i roz¬pad ZSRS. Nie negując ważności tych wy¬darzeń, śmiem twierdzić, że główną kością niezgody są nie tyle one, ile ludobójstwo obywateli II Rzeczypospolitej dokonane przez nacjonalistów ukraińskich w czasie II wojny światowej (i tuż po niej). Chodzi tutaj także o stosunek do niego społeczeń¬stwa i władz Polski oraz Ukrainy. Na ten temat napisano już bardzo wiele, ale wciąż tlą się (a czasami wręcz wybuchają ostrym płomieniem) liczne punkty zapalne, utrudniające proces pojednania.
Jakie są te punkty, które dla dobra obu narodów należałoby zagasić? Pozwolę sobie opisać je z perspektywy tych, którzy doświadczyli piekła „czerwonych nocy”. Kil¬ka lat temu w Mauzoleum Pomordowanych Kresowian w Łężycy koło Zielonej Góry święciłem kolejne epitafia. Po mszy świętej odbyło się spotkanie z mieszkańcami gminy, którzy swymi korzeniami wywodzą się z różnych części Kresów Wschodnich.
Na pytanie: „Jakie trzeba byłoby spełnić wa¬runki, aby nastąpiło pojednanie?” prawie wszyscy odpowiadali, że z Ukraińcami jako narodem nie są skłóceni. Lubią ich kulturę, 62 mają wśród nich przyjaciół i krewnych, a w ich żyłach (dotyczy to także mnie) płynie obok polskiej sporo krwi ukraińskiej. Mają oni jednak ogromny żal zarówno do banderowców, nazywanych „wrzodem na ukraińskim ciele", jak i do tych, którzy kultywują ich tradycję. Najbardziej utkwiło mi w pamięci kilka zdań wypowiedzianych przez starszą kobietę, która w chwili ataku UPA na jej wioskę pod Tarnopolem miała niespełna 10 lat. Ona cudem ocalała, ale napastnicy siekierami zarąbali czworo jej krewnych. Używając specyficznego kreso¬wego języka, mówiła tak: „Żeby »bandeiy« dalej nie kłamały, żeby dały pochować kości naszych ludzi, żeby dały na mogiłach posta¬wić krzyże". Te słowa to meritum problemu, który postaram się rozwinąć.
POKRĘTNE GRY SŁÓW

Na pierwszym miejscu, co warto podkreślić, owa sędziwa osoba postawiła prawdę. Chciałoby się rzec za Ewangelią św. Jana: „Poznacie Prawdę a Prawda was wyzwoli". Z prawdą jednak tak po stronie polskiej, jak i ukraińskiej jest w tej chwili ogromny kłopot. Dominują bowiem pół¬prawdy, przemilczenia, a nawet kłamstwa. Dotyczy to przede wszystkim zdefiniowa¬nia krwawych wydarzeń. Znakomita więk¬szość historyków, w tym też część ukraiń¬skich (np. nieżyjący już Wiktor Poliszczuk posługując się terminologią prawnika Rafała Lemkina (polskiego Żyda z Kre¬sów), stwierdza, że było to ludobójstwo. Takie samo jak zagłada Ormian w 1915 r. w Turcji czy Holokaust Żydów. Dlatego te; IPN, prowadząc swoje śledztwa, posługuj się wyłącznie tym terminem. Jednak pols1 Sejm, ze względu na poprawność polityczną oraz poglądy lansowane między innymi przez Jerzego Giedroycia, Adama Michnika i Radosława Sikorskiego, do tej pory - co jest jednym z największych paradok¬sów polityki historycznej III RP - nie ma odwagi, aby nazwać zbrodnię po imieniu Mieliśmy tego jaskrawy przykład w lipci 2013 r., kiedy to posłowie, zebrani w 70. rocznicę krwawej niedzieli na Wołyniu, w przyjętej uchwale słowo „ludobójstwo zastąpili pokrętnym sformułowaniem „czystki etnicznej o znamionach ludobójstwa". Za tą zmianą były PO i Ruch Palikota. Zwartym szeregiem sprzeciwiały się ten PiS, SP, PSL, SLD oraz grupka Jarosława Gowina. Niestety, zwyciężyli ci pierwsi.' jak w Sodomie i Gomorze zabrakło zaledwie 10 głosów. Pozostał więc nierozwiązany konflikt, który już wkrótce powróci ze zdwojoną siłą. Choćby w tym roku, gdy rodziny pomordowanych będą wspomi-nać 70. rocznicę drugiej fazy ludobójstwa, które w 1944 r. rozegrało się na Lubelszczyźnie i w Małopolsce Wschodniej.
Owo głosowanie pokazuje najlepiej, jak polscy politycy - choć od upadku komu¬nizmu minęło już ćwierć wieku - mają ogromny problem z opowiedzeniem się za prawdą. Problem mają także niektórzy publicyści i historycy związani na przy¬kład z „Gazetą Wyborczą”, którzy wbrew faktom próbują ludobójstwo klasyfiko¬wać jako „sprawę wołyńską” lub „wojnę polsko-ukraińską". To tak, jakby zagładę getta warszawskiego w 1943 r. można było nazwać „sprawą warszawską” lub „wojną niemiecko-żydowską”, bo broniący się Żydzi zabili kilkunastu esesmanów. To samo dotyczy społeczności ukraińskiej w naszym kraju. W czasie dyskusji w TVP Historia prezes Piotr Tyma ze Związku Ukraińców na moje wyraźne pytanie, czy to, co się działo na Wołyniu w 1943 r., było ludobójstwem czy nie, odpowiedział, że nie. Ręce opadają.
Nie lepiej jest na Ukrainie, gdzie docho¬dzi do jeszcze większej polaryzacji. Dla większości mieszkańców części południowej i wschodniej kraju banderowcy byli i są nadal zbrodniarzami. Z kolei na teryto¬rium zachodnim są uważani za bohaterów. Widać to w wielu miastach dawnej Galicji, gdzie na cokołach zburzonych pomników Lenina stawia się pomniki terrorysty Stepana Bandery i kata Wołynia Romana Szuchewycza. To efekt działalności nacjo¬nalistycznej Swobody. Początkowo była to partia regionalna, ale w 2012 r. weszła do parlamentu, a w tych dniach wprowadziła do nowego rządu kilku swoich aktywistów, w tym ministra środowiska Andrija Mochnyka, który w 2010 r. zerwał konferencję prasową w
Kijowie, poświęconą ludobój¬stwu. Z kolei szef partii Ołeh Tiahnybok, nazywający Polaków „okupantami”, stał się jedynym z trzech liderów rewolty na Majdanie. Teraz siedzi cicho, ale wkrótce powróci do swojej retoryki. To źle wróży na przyszłość. Jak bowiem pisał jeden z historyków: „Jeszcze nigdy w historii nie udało się zbudować pojednania pomiędzy narodami w oparciu o kłamstwo lub prze¬milczenie". Święte słowa.
Drugi punkt zapalny to brak godnego pochówku ofiar. Wydawałoby się, że w XXI w. w Europie powinno to być już dawno załatwione. Niestety, tak nie jest.
Pomimo upływu dziesiątków lat nadal ko¬ści wielu obywateli polskich są za Bugiem rozsypane po lasach i jarach lub leżą w do¬łach śmierci. Poza tym zaledwie na około 12 proc. mogił, których jest kilka tysięcy, są ustawione krzyże i pamiątkowe tablice. Działanie Rady Ochrony Pamięci Walk i Mę¬czeństwa w Warszawie, hamowane często naciskami politycznymi, jest tutaj nadzwy¬czaj powolne i mało zdecydowane. Jest najwyżej kilka lub kilkanaście upamiętnień rocznie. W takim tempie i sto lat będzie za mało. Dlatego też łaciński metropolita we Lwowie abp Mieczysław Mokrzycki apeluje ustawicznie do swoich współbraci z Kościo¬łów wschodnich, aby wsparli te działania. Niestety, odzew jest znikomy. We wspólnej deklaracji Kościoła polskiego i Cerkwi grec¬kokatolickiej z 26 czerwca 2013 r. zawarto wprawdzie zdanie: „Widzimy też potrzebę godnego upamiętnienia ofiar w miejscach ich śmierci i największego cierpienia", ale w praktyce na tym się kończy. Warto dodać, że biskupi sygnatariusze, wzorem polityków, uchylili się od napisania prawdy o ludobójstwie. Nie wspomnieli nawet, że dzień 11 lipca 1943 r. to napad na dziesiątki świątyń, w których zamordowano tysią¬ce modlących się wiernych, w tym wielu kapłanów. Episkopat Polski wciąż nie chce rozpocząć beatyfikacji 160 duchownych zabitych przez banderowców. Z kolei Cer¬kiew greckokatolicka nie chce odciąć się od kultu Bandery (syna unickiego księdza) ani też powiedzieć prawdy o udziale części jej duchownych w UPA i SS Galizien.
JAK TO ROBIĄ W K0R0ŚCIATYNIE
Są też pozytywne działania, najczęściej oddolne. Przykładem jest gmina Borów koło Strzelina, do której po wojnie przesiedlono osoby wypędzone ze zniszczonego przez UPA Korościatyna koło Monasterzysk (po¬wiat Buczacz). Dzięki wspólnemu wysiłkowi władz gminy, zespołu szkół i parafii zebrano sporą kwotę, za którą na zbiorowej mogile pomordowanych w dawnym Korościatynie, zwanym dziś Krynicą, wzniesiono okazały krzyż z dwiema tablicami, po polsku i po ukraińsku, z nazwiskami ofiar. W uroczy¬stości poświęcenia wzięli udział tamtejszy ksiądz greckokatolicki wraz z wiernymi.
Co roku do pracy przy grobach przyjeżdżają tutaj uczniowie z borowskich szkół. Na kościele w Borowie obok tablicy upamięt¬niającej ofiary jest również tablica po¬święcona tym sprawiedliwym Ukraińcom, którzy ratowali Polaków. Szanowni politycy: pojedźcie do Korościatyna i Borowa, a zoba¬czycie tę drogę, która najlepiej prowadzi do pojednania pomiędzy dwoma słowiańskimi oraz chrześcijańskimi narodami. •


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Podobin




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 66 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 18:18, 03 Kwi 2014    Temat postu:

Niemcy: Znaczne siły NATO w Polsce niezgodne z umowami z Rosją

DEFENCE [link widoczny dla zalogowanych]

Szef niemieckiego MSZ Frank-Walter Steinmeier stwierdził, że stałe rozmieszczenie w Polsce „znacznych” sił NATO byłoby niezgodne z porozumieniami zawartymi pomiędzy Sojuszem Północnoatlantyckim a Rosją.

Niemiecki minister spraw zagranicznych miał się powołać na deklaracje złożone przez NATO podczas szczytu w 1997 roku w Madrycie. Rosja otrzymała wtedy zapewnienie, że Sojusz Północnoatlantycki nie zamierza rozmieścić na terytoriach nowych państw członkowskich „znaczących sił wojskowych”. Według szefa niemieckiego MSZ rozlokowanie w Polsce ciężkich związków taktycznych stanowiłoby odejście od deklaracji przyjętych w 1997 roku.

Szef niemieckiego MSZ stwierdził także, że w chwili obecnej nie ma powodów do istotnego zwiększania stałej obecności wojskowej Paktu Północnoatlantyckiego w Europie Środkowo – Wschodniej. Takie działanie mogłoby się w opinii szefa dyplomacji Republiki Federalnej Niemiec przyczynić do dalszej eskalacji napięcia między NATO a Rosją. Niemcy zadeklarowały natomiast gotowość wzmocnienia misji Baltic Air Policing oraz wsparcia ćwiczeń Sojuszu Północnoatlantyckiego w obszarze Morza Bałtyckiego.
Wypowiedź szefa niemieckiej dyplomacji jest związana z deklaracją polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Szef polskiego MSZ stwierdził, że Polska byłaby usatysfakcjonowana wzmocnieniem wojskowej obecności NATO w regionie przez stałe rozmieszczenie dwóch brygad ciężkich na terytorium Polski.

W takiej sytuacji wszelkie plany z rozmieszczeniem obcych wojsk na naszym terytorium są nieaktualne. Ale to dobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Podobin




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 66 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 15:47, 08 Kwi 2014    Temat postu:

Jerzy Janowicz -polski tenisista powiedział na konferencji prasowej po przegranym swoim meczu:
Jesteśmy krajem, który nie ma jakiejkolwiek perspektywy w sporcie, biznesie czy w życiu prywatnym. Dla nikogo. Studenci studiują tylko po to, żeby wyjechać. Trenujemy gdzieś po szopach i to nie tylko w tenisie. Zbigniew Bródka musi ćwiczyć za granicą. To czemu macie takie oczekiwania wobec nas? Może sami wyjdźcie na ten kort, przepracujcie całe życie na korcie i dopiero potem miejcie oczekiwania? To już mnie śmieszy. Każdy ma jakieś oczekiwania, jakieś nie wiem... Przeżyjcie generalnie to, co sportowcy. Nie ma żadnej pomocy. W żadnym sporcie czy zawodzie. Każdy musi orać i wyrywać sobie, żeby coś osiągnąć. Czytam wasze artykuły, to mi się śmiać chce. Kim jesteście, że macie oczekiwania? Oczekiwania może mieć mój trener, który poświęca całe swoje życie. Mama, tata. A nie wy. Co czytelnicy? Co takiego robicie, że możecie czegoś od nas oczekiwać? Siedzicie i nas non stop krytykujecie. I potem macie oczekiwania? Bohatera trzeba tworzyć przez całą karierę, a śmiecia i zero w jeden mecz. W naszym kraju.
Rozpętała się na niego nagonka. Media poczuły się obrażone. Jak mógł ktoś tak ostro ich skrytykować?
Do tego dołączyli niektórzy celebryci i politycy. Jednym słowem, ci, którym się najlepiej powodzi uznali, ze nikt nie ma prawa krytycznie wyrażać się o naszej sytuacji.
Mamy wolność słowa, więc można mówić wszystko- byłe to było zgodnie z wytycznymi rządu.
Czy jednak nie ma w tej wypowiedzi prawdy?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:50, 16 Kwi 2014    Temat postu:

Kara wyrosła o 4 tys. litów. Komornik aresztowała mieszkanie Bolesława Daszkiewicza
(12)

Komornik aresztuje majątek dyrektora administracji Samorządu Rejonu Wileńskiego Bolesława Daszkiewicza i w ten sposób będzie próbował wyegzekwować karę nałożoną na niego za niezdjęte dwujęzyczne tabliczki.


Pomimo aresztu majątku komornik Janė Jakimavičienė szykuje dokumenty, które zapewnią wyegzekwowanie kary z wypłaty i emerytury Daszkiewicza.

„Dzisiaj do Centrum Rejestrów wysłaliśmy dokument potwierdzający aresztowanie mieszkania. Areszt jednak nie oznacza, że będzie on natychmiastowo realizowany. Człowiek może zwrócić się z prośbą o alternatywnym sposobie spłaty długu. Ten środek zmusi go do zamyślenia się, co robić” - tłumaczyła komornik.

Jakimavičienė poinformowała, że suma, którą powinien spłacić Daszkiewicz już jest większa niż ta, którą nałożył sąd, ponieważ dodają się wydatki na wykonanie orzeczenia sądu. Obecnie suma ta wynosi 47 tys. 384 litów. Sąd nałożył karę w wysokości 43 tys. 400 litów.

„On otrzymuje emeryturę i jednocześnie pracuje, dlatego, według prawa, będziemy wyliczać 20 proc., a z reszty pieniędzy nie trafiających pod minimum – po 70 proc.” - dodała komornik.


Nic dodać, nic ująć. Oto skutki "polskiej " polityki na Litwie.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:58, 15 Maj 2014    Temat postu:

Ile nas będzie kosztowała ukraińska demokracja?


Jak dotychczas żaden z wiodących polityków nie podjął tematu: jakie poniesie społeczeństwo polskie koszty związane z wprowadzaniem demokracji na Ukrainie i jakie już wzt. poniosła polska gospodarka straty?
Czyżby polskie tematy ekonomiczne związane z tym co się obecnie dzieje na Ukrainie były kolejnymi tematami tabu w tej sprawie?
Jak już wiemy: niewłaściwie prowadzona polityka wschodnia przekłada się choćby na płaconą przez nas ceną za gaz, który kosztuje Polskę za import z Rosji najdrożej spośród pozostałych krajów UE, nie kto inny więc odczuwa tego bezpośrednie skutki jak wszyscy odbiorcy, którzy płacą za niego rachunki. Zaś pośrednio wszyscy inni, którzy kupują większość towarów przemysłowych i spożywczych, gdyż cena gazu praktycznie przekłada się na koszt pozostałych cen.
To jest pierwszy koszt bezpośredni.
Drugim kosztem są zyski tracone co roku na nie wykorzystywaniu potencjału jaki mógłby zapewnić dla naszego przemysłu i rolnictwa oraz usług, rosyjski rynek zbytu.
Trzeci koszt to jest strata jaką obecnie ponosimy ze względu na zawirowania polityczne, które występują na linii Ukraina- Rosja, a szerzej Rosja- Unia Europejska, a w tym i Polska.
Czwartym kosztem, który może okazać się dla nas największym w przyszłości, ze względu na jego ogromy potencjał wzrostu (w zasadzie koszt ten może cechować się niczym nieograniczoną wartością wzrostu), jest koszt wywołany psychozą domniemanego zagrożenia suwerenności Polski jaka ma nam grozić ze strony FR.
Jak już na wstępie zasygnalizowałem, żaden polski polityk nie podejmuje się przedstawić wyliczenia bilansu strat wynikających bezpośrednio z niewłaściwie prowadzonej polityki wschodniej, co wynika: po pierwsze z przyczyny tego, że polityka zagraniczna Polski, nie jest polityką suwerennego kraju, tylko polityką realizacji wytycznych płynących z centrum decyzyjnego jakim jest wobec nas Bruksela, zaś polscy politycy (bez względu na odcień partyjny) są wyłącznie biernymi przekaźnikami tych dyspozycji.
Po drugie: polscy politycy unikają tego tematu kosztów bojąc się go jak ognia, bo bardzo dobrze zdają sobie sprawę, jak wielkie obciążenie z tego tytułu ponosi społeczeństwo polskie i wzt. wszelkie dane na ten temat po prostu są przemilczane, aby społeczeństwo nie poznało brutalnej prawdy, do czego go taka polityka prowadzi.
Tak więc nie znając tych kosztów, nie znaczy, że nie można poznać innych kosztów, które są wynikiem wspomnianej już wyżej psychozy strachu domniemanego zagrożenia agresją rosyjską na nasz kraj.
Otóż te koszty jak szacują zachodni eksperci z przemysłu zbrojeniowego będą wynosiły w ciągu najbliższych 16 lat wiele dziesiątek miliardów złotych rocznie. Przypomnę, że stały- oficjalnie ogłoszony deficyt budżetowy polskich finansów rządowych- oscyluje w granicach około 40 do 50 mld złotych rocznie. W związku z powyższym ciekawy jest problem: skąd polski rząd weźmie rocznie dodatkowe pieniądze równe wartości obecnego deficytu budżetu państwa, aby pokryć wydatki związane z zapewnieniem bezpieczeństwa od domniemanego zagrożenia ze wschodu? A może zapytam inaczej: na czym polskie władze chcą zaoszczędzić, aby móc zrealizować program neutralizacji domniemanych zagrożeń od wschodniego mocarstwa?
Zadam jeszcze jedno pytanie dodatkowe: w czyim interesie- i jakie państwa na tym zyskają- będzie prowadzony program neutralizowania zagrożeń jakie niby Polsce mają grozić ze strony wschodniego sąsiada?
Aby przybliżyć problem, podam tylko jeden przykład dotyczący planowanego zakupu przez polski rząd systemu obrony przeciwrakietowej, który ma być sfinalizowany na przełomie czerwca i lipca br.
Otóż system taki przy szacunkowych analizach jego kosztów, ma mieć wartość około 5 mld $ (około 16 mld złotych), ale nie będą to jedyne koszty związane z wprowadzeniem takiego systemu, gdyż wg. zachodnich ekspertów całość kosztów jakie należy ponieść aby system ten mógł sprawnie funkcjonować równe są ponad 150% więcej niż koszt samego zamówienia i wynosić będa nawet 40 mld złotych, czyli około 13 mld $.
Ale to nadal nie wszystkie koszty związane z tym tematem, bo już jeden z oferentów systemu obrony rakietowej, zaproponował (należy to rozumieć jako rozpoczęcie aktywnego lobbingu) aby Polska rozpoczęła dodatkowo produkcję uzupełniającą do systemu obrony przeciwrakietowej, którym mają być rakiety systemu MEADS, który to system zabezpiecza przed atakiem mniej skomplikowanych celów niż rakiety balistyczne, a więc np. przed samolotami.
To będą już kolejne miliardy dolarów, które jak widać mogą zwiększać polskie wydatki zbrojeniowe niejako metodą przez pączkowanie.
Tym sposobem wydoją nas podobnie jak Grecję, która nie będąc zagrożoną przez żadne graniczące z nią państwo, miała i nadal ma- mimo bankructwa kraju- jedne z największych wydatków zbrojeniowych w przeliczeniu na osobę na świecie i wynoszące aż 3,6% budżetu państwa, czyli 14 mld $ (45 mld złotych) za rok 2009.
Polska za ten sam rok miała wydatki zbrojeniowe na poziomie ponad 11 mld $, ale stanowiły one jednocześnie "tylko" 2% wydatków budżetowych, tak więc potencjał wzrostowy naszych wydatków aby osiągnąć poziom greckich kosztów, wynosi wspominane wyżej około 10 mld $, czyli ponad 30 mld złotych rocznie.
Jak widzimy hucpa na Ukrainie może być dla niektórych krajów źródłem bardzo obfitych zysków, zaś ci, którzy robią na tym biznes mają gdzieś polskie biedne społeczeństwo, gdy ono i tak za to wszystko będzie musiało w ten czy w inny sposób zapłacić, bo globalny biznes nie kieruje się żadną moralnością. Gdyż globalny biznes jest amoralny i pod innym warunkiem nie miałby racji bytu. Widzimy to obecnie na przykładzie milionów ofiar wojen na Bliskim Wschodzie, ale też na przykładzie biedniejących coraz bardziej społeczeństw: greckiego, hiszpańskiego i portugalskiego, a również na przykładzie nas samych.
Pozdrawiam.
1. mobile.reuters.com/article/idUSL1N0O005L20140514,
2. pl.wikipedia.org/wiki/Lista_pa%C5%84stw_%C5%9Bwiata_wed%C5%82ug_wydatk%C3%B3w_na_wojskowo%C5%9B%C4%87.
Napisał AdNovum


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 4:08, 05 Cze 2014    Temat postu:

Pod względem wzrostu PKB III RP nie przebiła PRL
dochody per capita, gospodarka Polski, III RP, Polska PKB, PRL, ustawa Wilczka
Powiązane Tematy:
• Nadchodzi czas dla Polski najlepszy od 500 lat
• Kryteria prawdziwego sukcesu gospodarczego
• Gospodarkę można uwolnić jedną ustawą, ale nie na długo
• Odebranie zdolnych młodych zaboli mocniej niż sankcje
• Pomiar PKB ma twarde podstawy
• Wielkie zamieszanie wokół liczenia PKB
Po 25 latach Polski Ludowej wskaźnik wzrostu gospodarczego nie odbiegał istotnie od osiągnięć pierwszego ćwierćwiecza III RP i nie zapowiadał kryzysu. To oznacza, że obserwowanie PKB to za mało, by ustrzec się gospodarczych turbulencji.
Oprócz Węgier (od 1968 r.) kraje socjalistyczne nie liczyły PKB według zachodnich reguł (wymyślonych zresztą przez emigranta z Polski Simona Kuznetsa, za co w 1971 r. dostał on Nagrodę Nobla.). Wzrost gospodarczy rachowano w sposób, który nie uwzględniał m.in. usług świadczonych przez sektor prywatny i państwo (te ostatnie nie są wyceniane przez rynek, więc w krajach zachodnich ich wartość szacuje się na podstawie pensji pracowników rządowych). Brytyjski ekonomista Angus Maddison (1926–2010) poświęcił jednak dużą część życia na obliczanie statystyk historycznych PKB, m.in. tych państw, które – tak jak kraje socjalistyczne – ze względów politycznych prowadziły statystykę niezgodnie z zachodnią metodologią. Opublikował je w wydanej w wydanej w 2003 r. pracy „The World Economy: Historical Statistcs” (część danych z tego opracowania jest dostępne w sieci).
Kłopotliwe początki
Maddison używa tzw. międzynarodowych dolarów (dollars Geary-Khamis) z 1990 r. To hipotetyczna jednostka waluty, która ma taką samą wartość nabywczą, jaką miały amerykańskie dolary w 1990 r.
Niestety dane Maddisona o powojennej Polsce zaczynają się w 1950 r. PKB na obywatela wynosiło wtedy 2447 dol. Ponieważ zależy nam na obliczeniu wzrostu PKB w ciągu pierwszych 25 lat PRL, należałoby oszacować ten wskaźnik w 1945 r. Tutaj pomocą może być informacja podana przez prof. Jane Hardy w książce „Nowy polski kapitalizm”. Według niej w latach 1947–1950 dochód narodowy wzrósł o 76 proc., a produkcja rolnicza i przemysłowa podwoiła się. Oznaczałoby to, że w 1947 r. polski PKB na mieszkańca wynosił 1390 dol.
Dopiero w 1947 r. przystąpiono do realizacji pierwszego powojennego planu odbudowy gospodarki (tzw. planu trzyletniego), tak więc dla naszych obliczeń za poziom wyjściowy dla PRL możemy przyjąć 1390 dol. Z danych Maddisona wynika, że w 1938 r. PKB Polski per capita wynosił 2182 dol. Z innych źródeł wiemy, że w wyniku II wojny światowej majątek narodowy zmniejszył się o 38 proc. Wydaje się więc, że poziom 1390 dol. w 1945 r. to rozsądne przybliżenie.
Ale czy szacowanie wzrostu PKB w Polsce w latach 1947–1950 na 76 proc. to nie jest przesada? Wydaje się, że nie, ponieważ odbudowa kraju ze zniszczeń jest łatwiejsza niż rozwój w czasie pokoju. Wystarczy odbudować fabryki, które mają klientów na swoje produkty. Nie trzeba testować rynku, szkolić pracowników, inwestować w reklamę marki.
Z danych Maddisona wynika zresztą, że Niemcy rozwijały się podobnym tempie. W ciągu czterech lat ich PKB wzrósł o 75 proc. (z 2217 dol. w 1946 r. do 3881 dol. w 1950 r.).
Wygrywa Polska Ludowa?
Punkt wyjścia PRL-u to zatem 1390 dol. w 1945 r. Po 25 latach, w 1970 r., wskaźnik ten wynosił według Maddisona 4428 dol. To oznacza wzrost gospodarczy o 219 proc. w ciągu pierwszego ćwierćwiecza PRL.
W przypadku III Rzeczypospolitej punktem wyjścia jest 1989 r. z PKB per capita 5684 dol. Dane Maddisona kończą się na 2010 r., kiedy to Polska miała 10 762 dol. W kolejnych latach wzrost PKB wynosił: 4,5 proc. (2011), 1,9 proc. (2012), 1,6 proc. (2013) i szacunkowo 3,6 proc. w 2014 r. To pozwala nam oszacować PKB na mieszkańca Polski na koniec 2014 r. na 12062 dol. (w walucie używanej przez Maddisona).
To oznacza, że przez 25 lat po przełomie politycznym PKB wzrosło o 112 proc. Wzrost gospodarczy w PRL był więc prawie dwukrotnie wyższy (219 proc.). Musimy tylko pamiętać, że ten wynik zawiera w sobie okres odbudowy powojennej gospodarki, który jest mało reprezentatywny.
Dlatego warto uwzględnić też wzrost gospodarczy, którego punktem wyjścia będzie moment w pięć lat po zmianie władzy. W przypadku PRL to 1950 r. (wówczas PKB wynosił 2447 dol.). Do 1970 r. wzrósł do 4428 dol., czyli o 81 proc. w ciągu 20 lat. Z kolei w III RP r. początkiem będzie rok 1994 (5265 dol.), a końcem 2014 r. (12 062 dol.), co oznacza wzrost o 129 proc. Tym razem wyraźnie wygrywa III RP. W tym jednak przypadku wynik poprawia fakt, że w wyniku wprowadzenia terapii szokowej PKB spadł, a za punkt wyjścia bierzemy rok po spadku.
Co z tego wynika? Otóż to, że w pierwszych dekadach PRL notował przyzwoity wzrost gospodarczy, nawet jak na standardy zachodnich krajów kapitalistycznych. Z danych Maddisona wynika, iż w latach 1950–1973 średnie tempo wzrostu gospodarczego w Polsce wynosiło 3,4 proc. rocznie (i jest to wzrost per capita, czyli uwzględniający silny wzrost liczby ludności po II wojnie światowej). To oznacza, że w tym okresie biliśmy pod względem tempa rozwoju większość krajów rozwiniętych, m.in. Wielką Brytanie (2,5 proc.), Szwecję (3,1 proc.), Szwajcarię (3,1 proc.), Danię (3,1 proc.), Norwegię (3,2 proc.), Australię (2,4 proc.), Kanadę (2,9 proc.), Nową Zelandię (1,7 proc.) i USA (2,4 proc.).
Nie wykorzystywaliśmy jednak wszystkich możliwości, jakie mieliśmy w ramach gospodarki planowej, bo np. Bułgaria rozwijała się w tym okresie w tempie 5,2 proc., a zatem więcej niż Niemcy Zachodnie, które rzekomo po II wojnie światowej doświadczały cudu gospodarczego (wzrost gospodarczy w latach 1950–1973 wynosił tam średnio 5 proc. rocznie).
To nie jest przypadek. Mało kto wie, że w latach 1928–1970 Związek Radziecki był drugim najszybciej rozwijającym się państwem świata (po Japonii). Laureata Nagrody Nobla z ekonomii Paul Samuelson jeszcze w wydaniu z 1980 r. podręcznika „Ekonomia” przewidywał, że najdalej do 2012 r. ZSRR przegoni pod względem PKB USA.
Przy ocenie gospodarki nie warto koncentrować się tylko na wzroście PKB. Po ćwierćwieczu PRL ten wskaźnik nie zapowiadał 15-letniej stagnacji gospodarczej, która doprowadziła do upadku systemu. Tymczasem o tym, że w gospodarce socjalistycznej nie dzieje się dobrze, można było wnioskować chociażby z problemów z jakością produktów i powtarzających się braków w sklepach.
Aleksander Piński


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:01, 17 Cze 2014    Temat postu:

[i]MOJA POLSKA
Paweł Tonderski
Tusk, Sienkiewicz i Belka oraz "ch.j, d..a i kamieni kupa"..


Jestem poruszony zawartością tych taśm. Dziękuję dziennikarzom, za wspieranie demokracji poprzez ujawnienie kompromitującego przypadku skandalicznej korupcji politycznej jakiej dopuścił się PiS. Opis: Tusk o „taśmach Renaty Beger”.

Okazuje się, że Sienkiewicz i Belka prowadzili prywatną rozmowę na temat dodruku polskiej waluty, gdzieś w Niemczech, tak aby uratować rząd Tuska. Ale chyba nie Polskę?
A tę rozmowę przeprowadzili poza sejmem i w ukryciu, tak jak to czyni zazwyczaj masoneria albo mafia, przeciwko której kiedyś JFK wystąpił i wydał jej wojnę, i za to go zamordowali. Chyba to ministrowi Sienkiewiczowi nie grozi, albo naszemu zatroskanemu o losy Polski premierowi Tuskowi?
Jednak "nasz" premier Tusk uważa, że to był zamach stanu, a z drugiej strony uważa, że nic się nie stało, i jak zwykle w przypadku Tuska, interpretuje to wydarzenie, inaczej od większości Polskiego Narodu, którym zarządza w imieniu naszych zaborców.
W każdym innym państwie po ujawnieniu tego typu nagrań cały rząd podałby się następnego dnia do dymisji, jednak w Polsce jest inaczej. U nas rząd który systematycznie niszczy Polskę, destabilizuje ją, doprowadza do katastrof lotniczych, do tego, że w czasie pokoju ginie pod ich rządami więcej polskich generałów niż podczas trwania całej II wojny światowej, doprowadza swoją nieudolną polityką do powodzi, katastrof kolejowych, kryzysu, zadłużenia Polski, doprowadza do bezprawnego przejęcia naszych pieniędzy zgromadzonych w OFE, do afery hazardowej i do afery Amber Gold, do korupcji na niewyobrażalną skalę, do bankructwa polskich przedsiębiorców, którzy budowali polskie najdroższe autostrady, przy okazji budując najdroższe stadiony piłkarskie na świecie, które zazwyczaj świecą pustkami. Doprowadza do podpisania umowy na zakup gazu od Rosji na 25 lat, dodatkowo podwyższa i tak już wysoki VAT, podwyższa wiek emerytalny, zabiera mundurowym ich przywileje, kupuje bezużyteczne składy kolejowe, które stoją do dzisiaj bezczynie, za co trzeba płacić miliony.
Jednak w tym samym czasie ten rząd odbiera ulgi prorodzinne, odbiera dodatki na chore przewlekle dzieci, ustala taki dodatek rodziny, z którego przy tych i tak niskich dochodach Polaków i tak nikt nie skorzysta, ponieważ jakoby Polski nie stać na płacenie zasiłków i socjalu. Za jego rządów ceny lekarstw ratujących życie ludzkie osiągają niewyobrażalne kwoty, ludzie umierają przed szpitalami i w samych szpitalach, ponieważ lekarze wolą przeprowadzać aborcje i operacje plastyczne, między innymi wagin i penisów, ale nie chcą ratować ludzkiego życia, bo nikt, im za to nie zapłaci, jednak to wszystko i tak nic, zadłuża Polskę i Polaków wewnętrznie na niewyobrażalny dług, na wiele pokoleń. To wszystko, jednak nadal większości Polaków nie przeszkadza, oni są i tak spokojni i zadowoleni, ponieważ nasz kraj to oaza szczęśliwości, bogactwa i dobrobytu, której żaden kryzys nie zagraża, dlatego tak dużo Polaków z tej oazy szczęśliwości kiedy tylko może ucieka.

Jednak Tusk wie swoje, prawie tak samo jak inni poplecznicy Tuska i PO, ich zadaniem to był nielegalny podsłuch, (to znaczy, że inne podsłuchy w Polsce są legalne?), próba destabilizacji polskiego państwa (które nie istnieje), nawet ich zdaniem to była próba zamachu stanu! (sic!). A przecież zdaniem Tuska to była prywatna rozmowa dwóch "polskich" polityków z "naszej" elity politycznej zatroskanych losem Polski, którzy chcieli uratować polski budżet... Belka to przecież prywatna osoba, tak jak i minister Sienkiewicz, który miał rozprawić się z kibicami bandytami, a w rozmowie z Belką sam używa słów kojarzących się z patologią społeczną.

A przecież gdy ktoś zajmuje stanowisko ministra Polskich Spraw Wewnętrznych, a z drugiej strony jest się prezesem NBP, to już nigdy nie jest się prywatną osobą, a już na pewno nie jest się nią, gdy służy się polskiemu narodowi z jego woli i wyboru, A to wszystko tak wygląda, jakby Tusk, Sienkiewicz i Belka i inne tuzy PO służyli, jakimś ukrytym interesom biznesowym i politycznym układom, które w ogóle nie dotyczą Polski i Polaków.

I to jest właśnie "nasza" polskojęzyczna "elyta" polityczna, taka sama jak za komuny, te same typki i ten sam styl, standardy i jarmarczny bolszewicki język, którym się te elity posługują w codziennej potocznej mowie, zresztą ich zdaniem przecież Państwo Polskie już nie istnieje.

Po prostu banda pruska pokłóciła się z bandą sowiecką, które obecnie sprawują wespół władzę nad Polską, efektem tej knajackiej kłótni pomiędzy tymi bandami są te jakoby nielegalne podsłuchy i dziennikarskie przecieki, które jakoby mają doprowadzić w Polsce do zamachu stanu. Tusk coś o zamachach stanu wie, przecież jeden już w swojej jakże bogatej karierze politycznej przeprowadził, ale tamten był przecież "legalny"...

Tuskolandia oraz ch.j, d.pa i kamieni kupa.


To nie jest moja Polska. Być może byłem w nieświadomości, że wokół mnie namnożyło się całe stado żuli i złodziei, dla których za ciasne są gabinety ministerialne i oni muszą uprawiać bezprawie w pomieszczeniach zwanych VIP-roomami. Właściciele knajp mają specjalnych dyrektorów od tych pomieszczeń, w których nagrywają , jedzą piją i chwalą się długością swoich ch..Dla nich nie są straszne kolejne afery, bowiem dyktator korzysta z uprawnień demokratycznego państwa i w głębokim poważaniu ma Polaków i nasz kraj. Teraz ich uwaga skupi się na wykryciu nagrywających, którzy mieli już dosyć tego układu i w ten sposób przecięli ten wrzód.
[/i]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
julevin




Dołączył: 15 Sty 2008
Posty: 790
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:43, 17 Cze 2014    Temat postu:

PATRIOTYCZNA GRA BELKI
Tomasz Urbaś
Załamanie gospodarcze i walka z banksterami o polską suwerenność monetarną.


W każdym normalnym państwie rozmowa Sienkiewicza i Belki powinna odbyć się. Powinna być ściśle tajna. Tematem rozmowy nie był pozbawiany stołka Rostowski, a bezpieczeństwo finansowe państwa w obliczu załamania gospodarczego. Dziennikarzy tygodnika Wprost użyto w walce przeciwko odzyskaniu przez Polskę pełnej suwerenności monetarnej. Stali się narzędziem obrony zysków osiąganych na emisji złotego przez zagranicznych bankierów kosztem Polaków. Rostowski nie był ofiarą. Był przeszkodą w realizacji planu uniezależnienia NBP od zagranicznej finansjery.
Narodowy Bank Polski emituje złotego. W uproszczeniu emisja złotego polega na udostępnianiu go w zamian za zagraniczne obligacje. W tym celu nasz bank centralny skupuje od rządu obcą walutę, wydając złotego na rachunek bankowy rządu. Obecnie rząd otrzymuje walutę z Unii Europejskiej (środki pomocowe) i ze sprzedaży za granicą polskich obligacji. Wcześniej waluta wpływała głównie z prywatyzacji dla podmiotów zagranicznych. Skupiona waluta jest inwestowana przez NBP w zagraniczne papiery wartościowe (głównie obligacje amerykańskie i niemieckie). Te zakupy tworzą oficjalne rezerwy walutowe Polski. Na koniec maja 2014 r. sięgnęły one 103 mld dolarów. Rezerwy wielokrotnie przekraczają poziom zapewniający płynność rozliczeń polskiego handlu zagranicznego.
Miliardy dolarów wypływają z Polski za granicę. Finansują obce rządy. Na pośrednictwie w tym procederze zarabiają zagraniczni bankierzy. Nie zawsze tak było. Do 1997 r. NBP emitował złotego kupując od rządu polskie obligacje skarbowe. Transakcje przeprowadzano w Polsce, bez udziału zagranicznych bankierów, bez zapewniania im zysku. Konstytucja Kwaśniewskiego z 1997 r. zakazała finansowania przez bank centralny deficytu budżetu państwa. Odtąd zagraniczni bankierzy mają swoje dolce vita.
Straty Polski na utrzymywaniu wysokich rezerw dewizowych przez NBP to temat tabu. W 2011 r. czasie konferencji w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim ówczesna członkini Rady Polityki Pieniężnej Zyta Gilowska w obecności innego członka RPP Andrzeja Kaźmierczaka przerwała publiczną debatę o tym problemie (kliknij tutaj).
Jak donosi Wprost w lipcu 2013 r. Minister Spraw Wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz spotkał się w restauracji z Markiem Belką. Sienkiewicz zarysował Belce scenariusz załamania finansowego Państwa do 2015 r. (kliknij tutaj). Jako lekarstwo rozmówcy rozważali niestandardowe działanie – skup przez NBP polskich obligacji skarbowych.
Do krachu miałoby dojść na skutek opóźnienia napływu środków na inwestycje publiczne w nowej perspektywie budżetowej Unii Europejskiej na lata 2014-2020: „wpływy są opóźnione, wiemy, że jest buch, mniej pieniędzy niż tam nie wiem w 2015 pod koniec, ale na razie nie bucha, są sygnały, że idzie ku lepszemu, brakuje pieniędzy w budżecie, cięcia są niewystarczające”. Konsekwencją tego jest pogorszenie ocen przyszłości przez konsumentów i przedsiębiorców i spowolnienie gospodarcze. Spowolnienie oznacza mniejsze wpływy do budżetu, który jest pod kontrolą Unii z uwagi na nadmierny deficyt. Finanse państwa rozjeżdżają się. Wybory wygrywa PiS co zdaniem Sienkiewicza: „oznacza ucieczkę inwestorów, pogorszenie się warunków finansowych”. Minister zadaje pytanie: „Czy jest to moment na uruchomienie tego rodzaju rozwiązania, czy nie? Bo ja mam takie poczucie, że to jest wariant ok., ale on nie jest kompletnie hipotetyczny.”. Belka odpowiada: „Dobrze. Podoba mi się ten sposób stawiania sprawy. Bo on dotyczy Polski, a nie tylko tak zwanej gospodarki, czy jakiegoś tam...”. Belka podsumowuje: „Mówiąc po prostu jeśli w drugim półroczu gospodarka się zdecydowanie nie przyspieszy to będzie problem. To będzie być może konieczne tego rodzaju niestandardowe działanie. A wtedy trzeba serdecznie ze wszystkimi, jakby to powiedzieć, możliwymi tymi różnymi lanserami podziękować hrabiemu von Rothfeld-Rostowskiemu i powołać technicznego niepolitycznego ministra finansów, który znajdzie w banku centralnym pełne wsparcie.” Dyrektor Gabinetu Prezesa NBP Sławomir Cytrycki podkreśla „z takim patriotycznym zacięciem.” Belka przytakuje.
Sienkiewicz podkreśla, że „na to wszystko kolega Rostowski mówił: „w życiu!”. W życiu bo to nam zdewastuje opinie, bo to jest niewykonalne, bo tego nie wolno robić. Ja już w to nie chcę wchodzić dlaczego tak powie, bo to oddzielna sprawa, ale ...”. Belka zdecydowanie odpowiada: „Dobrze... Po pierwsze ja bym chciał mieć partnera, który się nazywa Prezes Rady Ministrów, a nie Minister Finansów. Ja bym wtedy ... bo to oczywiście oznacza... bardzo istotną zmianę w statusie nie moim osobistym, bo ja to tam w ogóle wiesz... tylko tej instytucji co patronuje. I ja wtedy mówię premierowi: „bardzo dużo jest możliwe””.
Finał ujawnionej przez Wprost części rozmowy podkreśla, że przedmiotem dyskusji była zmiana ustawy o NBP, a nie stołek Rostowskiego.
Cytrycki: Dlatego powinieneś wcześniej zrobić zmianę w ustawie o NBP.
Belka: Tak, bardzo ważna sprawa.
Cytrycki: Rostowski tego nie zrobi...
Belka: Mogę to zrobić tylko z Tuskiem.
W sierpniu 2013 r. Ministerstwo Finansów ujawniło projekt założeń do zmiany ustawy o NBP (kliknij tutaj). W projekcie znajduje się niepozorne zdanie: „Proponuje się stworzenie możliwości sprzedaży i kupna dłużnych papierów wartościowych przez NBP także poza operacjami rynku otwartego.” Zdanie to ma charakter rewolucyjny. To postulat umożliwienia bankowi centralnemu nabywania polskich obligacji skarbowych w celu emisji złotego i zapewnienia płynności rynkowi polskich papierów skarbowych na wzór operacji luzowania ilościowego Rezerwy Federalnej w Stanach Zjednoczonych.
Mimo, że zdanie ma charakter rewolucyjny, w projekcie w ogóle (!) go nie uzasadniono. Co więcej schowano je w błędnym miejscu założeń. Znalazłem je w proponowanych zmianach innych ustaw. Tymczasem powinno znaleźć się w części założeń opisujących zmiany w ustawie o NBP. W uwagach do projektu pierwszy zastępca prezesa NBP zasygnalizował „błąd” legislacyjny proponując przesunięcie zmiany do właściwej części założeń oraz sugerując jej związek z pracami nad projektem ustawy o nadzorze makroostrożnościowym nad systemem finansowym (kliknij tutaj). Komisję Nadzoru Finansowego (kliknij tutaj) oraz Giełdę Papierów Wartościowych (kliknij tutaj) zaskoczyła nieprecyzyjność propozycji.
Związek Banków Polskich uznał (kliknij tutaj), że „proponowane zmiany […] powinny mieć charakter umożliwienie działań niestandardowych podejmowanych przez Narodowy Bank Polski w nadzwyczajnej sytuacji budżetowej”. ZBP zaproponował ograniczenie takiej możliwości do 2-4 lat od wejścia w życie nowelizacji. To sensacyjne stanowisko. Wynika z niego, że w ZBP nie wyklucza załamania budżetowego w latach 2015-2019. Potwierdza to realność krytycznego scenariusza omawianego na spotkaniu Sienkiewicza i Belki w lipcu 2013 r. Wygląda na to, że rząd wie. NBP wie. Bankowcy wiedzą. Tylko nas „zapomniano” poinformować o możliwym głębokim kryzysie w roku wyborów prezydenckich i parlamentarnych.
W listopadzie 2013 r. stanowisko wicepremiera i ministra finansów traci Rostowski. W tym samym czasie powstaje nowy projekt założeń zmiany ustawy o NBP (kliknij tutaj). Możliwość nabywania przez NBP polskich obligacji skarbowych przesunięto do właściwej części dokumentu. Pojawia się obszerne uzasadnienie. W uzasadnieniu podkreślono zakaz nabywania przez banki centralne obligacji państwowych bezpośrednio od państw Unii Europejskiej. Zakaz ten wprowadzono Traktatem Lizbońskim, ale nie obejmuje on operacji na rynku wtórnym. Bank centralny może nabyć dług własnego państwa, byle nie wprost od tego państwa. Delikatność rozwiązania podkreśla następujące zdanie nowej wersji założeń: „stosowanie tego przepisu nie może być wykorzystane do obejścia zakazu sformułowanego w art. 123 TFUE, a w konsekwencji, zakupy papierów wartościowych na rynku wtórnym, nie będą mogły stać się formą pośredniego finansowania budżetu państwa, czy sektora publicznego.”
W czasie rządów Rostowskiego w Ministerstwie Finansów propozycja emitowania przez NBP złotego przez skup polskich obligacji była potraktowana zdawkowo i skrycie, jakby przy pełnej świadomości możliwego sprzeciwu Rostowskiego. Dopiero w czasie, gdy minister tracił stanowisko, idea skorzystania w emisji złotego z polskich, a nie zagranicznych obligacji znalazła pełne rozwinięcie. Ujawniona przez Wprost rozmowa wskazuje na rozłam we władzach państwa. Sienkiewicz i Belka zdają się kierować interesem narodowym przy poszukiwaniu narzędzi walki z grożącym kryzysem gospodarczym. Co do Rostowskiego Belka poczynił uwagę o pochodzeniu ministra z mniejszości wyznaniowej („hrabiemu von Rothfeld-Rostowskiemu” wytłuszczenie moje). Na takie tło wskazuje również natychmiastowa pryncypialna krytyka Sienkiewicza i Belki przez Gazetę Wyborczą: „To złamanie prawa i dyskwalifikacja PO, jako siły politycznej zdolnej do rządzenia krajem - twierdzi prof. Kik. - Jeżeli mamy do czynienia z dogadywaniem się szefa niezależnego banku narodowego z ministrem konstytucyjnym, jeśli dochodzi między nimi do konspiracji, to jest to po prostu złamanie konstytucji - dodaje.” (kliknij tutaj).
28 maja 2014 r. Ministerstwo Finansów przekazało projekt do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (kliknij tutaj). Sekretarz Rady Ministrów Maciej Brek ustalił, że projekt ma być przedmiotem obrad Rządu w dniu 10 czerwca 2014 r. Tego dnia z niejawnych powodów projekt spada z obrad rządu. Jednocześnie dziennikarze Wprost pracują nad przekazanymi im tajnymi nagraniami. Mający kontakty z ludźmi służb współautor artykułu Michał Majewski 11 czerwca sugeruje, że temat kasy Kwaśniewskiego powinien być przykryty.
Michał Majewski


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez julevin dnia Wto 16:45, 17 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Podobin




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 66 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 21:26, 19 Cze 2014    Temat postu:

DZIENNIKARZE NIE USTĄPIĄ. PROKURATOR NIE MOŻE ŻĄDAĆ NAGRAŃ
Ewa Tylus |
Trwa wojna informacyjna po ujawnieniu części nagrań z rozmów ważnych osób w państwie będących w posiadaniu dziennikarzy, w której biorą udział m. in. politycy, prawnicy, politolodzy, spece od PR i inni.

Dziennikarze bronią tajemnicy dziennikarskiej i własnej prywatności. Funkcjonariuszom Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie udało się odebrać redaktorowi naczelnemu tygodnika „Wprost” jego laptopa.

Racji dziennikarzy broni nawet Naczelna Rada Adwokacka. „"W ocenie Adwokatury Polskiej poszukiwanie dowodów przestępstwa przez organy do tego powołane w żadnej mierze nie usprawiedliwia próby naruszenia tajemnicy zawodowej. Naruszenie tajemnicy dziennikarskiej oraz utrudnianie lub tłumienie krytyki prasowej nie może być tolerowane i akceptowane, bowiem bezpośrednio zagraża fundamentom demokratycznego państwa prawa" - napisano w uchwale prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej.

Dziennikarzy broni też Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.
„Zarząd Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich stanowczo protestuje przeciwko decyzji prokuratury i wkroczeniu funkcjonariuszy ABW i Policji do redakcji Tygodnika Wprost. Skala i charakter działań podjętych wobec dziennikarzy w sprawie ujawnionych przez nich nagrań jest nieadekwatna do sytuacji i wątpliwa prawnie. W naszej ocenie to nie są standardowe działania instytucji demokratycznego państwa. Domagamy się natychmiastowego ich zaprzestania. W państwie demokratycznym wolność słowa i wolne media powinny być szczególnie chronione” - napisali Krzysztof Skowroński (prezes), Agnieszka Romaszewska-Guzy i Piotr Legutko z SDP.

Tymczasem w programach telewizyjnych wypowiadają się nadal „znawcy prawa”, którzy nie widzą niczego złego w penetrowaniu redakcji i osobistych komputerów dziennikarzy. ABW dostała nakaz od prokuratora – tłumaczył rzecznik ABW Maciej Karczyński w TVP Info. Funkcjonariusze, którzy przeszukiwali pokój redaktora naczelnego „Wprost”, Sylwestra Latkowskiego nie dokończyli zadania, bo dziennikarze będący na zewnątrz razem z Piotrem Ikonowiczem wyważyli drzwi, a tamci ustąpili.

W nocy z Prokuratorem Generalnym Andrzejem Seremetem rozmawiał premier Donald Tusk. - Jeszcze wczoraj w nocy zwróciłem się do pana prokuratora Seremeta z taką jednoznaczną intencją, aby działania prokuratury brały pod uwagę ten być może nieuchronny konflikt z wolnością słowa" - powiedział dla IAR szef rządu. Czyżby? Poseł Przemysław Wipler apelował dziś o to, aby treść nocnej rozmowy Tuska z Seremetem ujawniono.

Helsińska Fundacja Praw Człowieka przyznaje, że jeżeli dziennikarze wydaliby organom ścigania nagrania, które otrzymali w tajemnicy, wówczas oni złamaliby prawo. Dorota Głowacka z HFPCz wskazuje na europejskie standardy i wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, które jednoznacznie w podobnych sytuacjach naruszenia wolności dziennikarzy zapadały właśnie na ich korzyść. Choć ABW w przypadku „Wprost” zwróciła się do redakcji o dobrowolne wydanie materiałów nie złamała prawa, to przeszukiwanie pokoju redakcyjnego było naruszeniem wobec wykonujących zawód dziennikarza osób. Zwróćmy uwagę, że ABW posiadając laptop dziennikarza ma dostęp do innych treści, nie tylko tych, których obecnie szuka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna -> PRZECZYTANE W PRASIE I W INTRNECIE
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 9 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
Regulamin